Narodziny to cud…

Pierwszego syna urodziłam 7 lat temu. Byłam 23-latką.
Gdyby nie rosnący brzuch,nie wiedziała bym że jestem w ciąży.Ciążę znosiłam aktywnie,bez żadnych dolegliwości.No,jedyną dolegliwością była tęsknota za mamą,której przez całą ciążę nie widziałam.Gdybym w 36 tygodniu nie przewróciła się brzuchem na wannę,powiedziała bym ,że moja ciąża była nudna.Powstrzymano akcję porodową i zalecono kontrolne KTG.
Spacer do szpitala trwał godzinę,położyłam się na kozetce,podłączono do aparatury i natychmiast zawieziono na porodówkę.Okazało się że mam 6 cm rozwarcie.Zrobiło się zamieszanie,a ja próbowałam jak najbardziej przekonująco wyjaśnić angielskim lekarzom,że się mylą,bo mnie nic nie boli,więc rodzić nie mogę.
Trzy godziny później 27 lipca 2006 roku,po przebiciu pęcherza płodowego i godzinie parcia,bez bólu,bez krzyku z mojej strony urodził się Igor.Zdrowy 3 kilogramowy dzieciak z wielkimi oczyma.Dziesięć godzin później pokazywałam go mojej mamie przez skypa już w domu.
Czułam wielki niedosyt po samej ciąży i porodzie.Bardzo chciałam szybko starać się o kolejne dziecko,ale moje życie tak się pokomplikowało,że dopiero po 6 latach,przeprowadzce do Polski i poznaniu mojego obecnego męża,miałam tego cudu narodzin doświadczyć ponownie.

Druga ciąża to był szok dla mojego organizmu.W sumie to chyba całą ciąże spędziłam wymiotując,masując stopy i kulając się z nogi na nogę. Hormony szalały jak przy połączeniu menopauzy z PMS’em.

Byłam wredna,zła i chronicznie zmęczona.Aż do tego dnia,dzień po terminie.

  

17 listopada 2012

– godzina 14:45   
Leżymy z mężem na kanapie,przysypiam.Syn starszy ogląda bajki.Nagle czuję w brzuchu dziwne pękniecie,którego nie było mi dane czuć w pierwszej ciąży.Mimo trudności z chodzeniem,spowodowanych wielkością brzucha, zrywam się z łóżka.
– Ja pierdzielę,wody mi odeszły. – masz babo,chciałaś filmowo,to masz.
15:00 
Stoję na wszystkich ręcznikach jakie były pod ręką,a leje się ze mnie jak ze studni bez dna.Syn starszy leży na kanapie i patrzy raz na chlustającą wodą matkę,raz na bajkę.Mąż biegusiem do bankomatu po kasę na taksówkę.Skurcze nie do wytrzymania. Dzwonię do opiekunki,by biegiem przyszła zając się synem moim,bo moja mama przyjedzie po niego dopiero o 18:00 (mieszka 60 k dalej).Strugam w między czasie ziemniaki,żeby syn zdążył zjeść obiad.Skurcze nadal nie do wytrzymania.Nie co 5 min,nie co trzy…co minutę.
15:15   
Czuję parte ! Wbijam zęby w futrynę.Opiekunka już jest i może zając się synem,który widzi Matkę z dziwnym grymasem twarzy,bluzgającą na prawo i lewo.Kładę się na kanapie i zdaję sobie sprawę,że taksówką to ja nigdzie nie dojadę,chyba że do domu wariatów. Szybka decyzja – opiekunka dzwoni na pogotowie i do chłopa.Traci zasięg i po chwili dzwoni jej telefon,to dyżurny któremu nie podała adresu.Krzyczę do niego z drugiego pokoju,żeby się pośpieszył bo najwyraźniej czoło mojego dziecka jest już na wierzchu.
15:25 
Przyjeżdża pogotowie. Pan i Pani pielęgniarz.Patrzą na mnie,na moje krocze i gdybają czy jest sens jechać ze mną do szpitala,bo chyba czasu nie ma,lepiej urodzić w domu.Mina moja musiała być prze-wredna,bo Pan pielęgniarz szybko rzuca,że poród to on raz w życiu widział w telewizji. Zjeżdżamy do karetki.Sadzają mnie na krześle i do windy (gdybam czy głowa mojego dziecka zostanie wciśnięta do środka ?)
15:36 
Jakimś cudem trasę,którą tramwajem pokonuję w 45 minut – karetka pokonała w 6.W drodze do szpitala,zdążyłam tak nabluzgać,że pod koniec podróży zaczęłam przepraszać pielęgniarza.Wyciągają mnie z karetki i widzę słońce – znaczy łysinę męża mego.Wjeżdżamy na izbę przyjęć,bo czasu by jechać na porodówkę już nie ma.Oczywiście kasują od nas 150 zł za pokój i poród rodzinny.Nie ma sensu przenosić mnie z noszy na kozetkę.
Przed oczami mam całe swoje życie,skurcze co 30 sekund,chłopa i obcą babę między nogami a w głowie myśl,czy wyłączyłam ziemniaki ?
Krzyczę do Pani,że bardzo proszę o ochronę kocza i broń boże niech nie bierze do rąk żadnych stalowych narzędzi,po chwili jednak stanowczo proszę by wyciągnięto ze mnie dziecko,bo nie mam już sił i chęci i w ogóle to idę do domu.Dlaczego znowu nie miałam skurczy przepowiadających ???
16:02  
Leży i patrzy na mnie 3,5 kilogramowe stworzenie.Czekamy aż pępowina przestanie pulsować.Rudy ? Nie blondynek – słyszę.Czyli chłopak.Uff.
Patrzę na męża co to z dumy sprzątaczki stojące w drzwiach (tak,tak) zaczyna całować.Patrzę na twór lędźwi naszych,a on patrzy się na mnie.I tak sobie leżymy…patrzymy,a ja w głowie układam sobie nasze wspólne życie we czwórkę.I szeptam mu do ucha,że w domu czeka na niego,jego starszy brat.
Rodziłam w dwóch różnych krajach,oba porody szybkie,ale bardzo różne od siebie.Powiem szczerze,chyba bardziej świadomie rodziłam za pierwszym razem.Bałam się rodzić w Polsce,znając komfort jaki miałam w pojedynczej sali z telewizorem,internetem i wanną w Anglii.Rodząc przyjmowałam chyba wszystkie możliwe pozycje jogi.Podziwiałam całą tą intymność jaką stworzono by powitać na świecie mojego pierwszego syna.Za drugim razem urodziłam na noszach na izbie przyjęć,w towarzystwie kilkunastu osób,w tym pań sprzątaczek.Jedyne za co byłam wdzięczna,to że ochroniono moje krocze,na trzydzieści kilka rodzących byłam jedyną która nie doznała żadnego uszczerbku.W szpitalu zarażono mojego syna paciorkowcem,przez co tydzień połogu musiałam (chciałam/nie miałam wyboru) spędzić na twardym krześle czuwając przy moim dziecku do 5 rano do 22 wieczorem,pożywiając się czymkolwiek w między czasie by go wykarmić.
Ale to nic,oba te porody,obie te chwile były tak samo magiczne,piękne i wzruszające.Na myśl mi nie przyszło,żeby narzekać na polskie warunki,liczyło się tylko to że mam już go i ich razem przy sobie.Jako 30-sto latka miałam w sobie tylko więcej zaparcia by karmić piersią,czego zabrakło mi przy starszym synu.
Mam teraz rodzinę,o której marzyłam.Mój starszy syn jest szczęściarzem,ma dwóch ojców jak sam mówi (jeden dał mamie ziarenko,a drugi go wychowuje),mam wspaniałego męża który pomógł mi stworzyć dla starszego syna prawdziwą rodzinę,męża na którego zawsze mogę liczyć,który popycha mnie do przodu.
Mam niemowlę…drugi upragniony syn,na którego musiałam czekać sześć długich lat,i przeżyć w tym czasie wiele upadków.
Ale jestem w tym miejscu,z tą moją męską ferajną i co niedziele powtarzam sama do siebie,że nie mogło mnie spotkać większe szczęście niż budzić się w niedzielny poranek koło trzech mężczyzn jednocześnie 🙂

Jestem Lena,prowadzę blog szczęśliwej Matki,która w walce o posiadanie dzieci nie zapomniała o sobie.Chciałam pokazać kobietom,że nie warto stawiać błyszczącego czystością domu ponad swoje plany,cele,ambicje i marzenia.Że wychowując dzieci,można być kobietą spełnioną,szczęśliwą a jednocześnie padać ze zmęczenia na twarz. Udowodnić,że fakt iż mówię na moich synów Gnojek i Paskuda,w żaden sposób nie czyni ze mnie złej matki.Kocham ich nad życie i życie bym za nich oddała,ale cenię tez siebie.Szczęśliwa Matka to szczęśliwe dzieci,a że w domu bałagan,czy włos nie uczesany to już mało ważne. Dzielę się swoim doświadczeniem jako doula(którą byłam mieszkając w Anglii,jeżdżąc z polkami do porodów ),pokazując że do porodu można się przygotować,że to jaki on będzie zależy od nas samych.Że o ile warunki w jakich rodzimy są ważne,ale ważniejsze jest nasze nastawienie.Że każde narodziny,nawet te najbardziej traumatyczne dla kobiety to cud.
Jestem Matką Wygodną.
Jestem Matką spełnioną.Jestem szczęśliwą kobietą i chcę tym emanować.
Nie ważne czy (jeśli w ogóle) urodzę swoje trzecie dziecko na polu kukurydzy/w windzie/autobusie czy na straganie to będzie to tak samo cudowne jak gdybym rodziła w ekskluzywnej klinice.Moje dziecko będzie pachniało tak samo,a moje serce urośnie,niezależnie od tego w jakich warunkach to się stanie.
Artykuł skrócony na potrzeby publikacji  przez Panią Beatę Turską,znajdziecie w styczniowym numerze Mamo to ja .

Komentarze

27 thoughts on “Narodziny to cud…

  1. Niesamowite 🙂 jak z filmu. Ja też nie miałam synusia położonego 🙁 Zrobiono mi ktg a tam ledwo co tętno wyczuwali maluszka, miałam cc, więc jak już się pojawił w 36tc, podali bym mogła go ucałować, miał problemy z oddechem. Tak czy inaczej to prawda, że to magiczny moment 🙂

  2. Może jakbym Cię wcześniej znała to udałoby CI się zmienić moje myślenie odnośnie porodów. O naturalnym nawet nie chciałam słyszeć, nie wyobrażałam sobie (do dzisiaj sobie nie wyobrażam) siebie w tej sytuacji/roli. Nie chciałam, bałam się. Nawet nie wiem jak to wytłumaczyć- dla mnie po prostu to wcale nie jest naturalne. Wręcz przeciwnie.
    W efekcie miałam 2 cesarki. Ale wcale nie na życzenie. Z konieczności. Jednak gdyby konieczności nie było, to bym zapłaciła za nie.
    Jednak miło się czyta, że są matki, które dobrze wspominają porody i uznają je za piękne. Nawet wydaje mi się, że mogłabym pozazdrościć…
    Ale rodzić już na pewno nie!

    1. Marta widzisz,to u mnie odwrotnie ! Ja się bałam,że nie daj Bóg się skończy cesarką.
      A ja sobie nie wyobrażam po pierwsze operacji,po drugie blizny…dla mnie był by to szok,ja bym prędzej sobie sama to dziecko z macicy wyciągnęła,niż dała się pokroić ! Jeszcze by mi tatuaż na brzuchu zniszczyli…o nie ! Dlatego całą ciążę się przygotowywałam,by urodzić samej,bez znieczulenia,bez nacinania i bez najmniejszego uszczerbku tam na dole…na szczęście się udało 🙂

    2. gdyby tak zawsze do kobiet się podchodziło, ja pierwszy poród wspominam jako traumę, z nacięciem, jak rzecz…
      ale drugi, uparłam się że urodzę siłami natury, że będzie to dobry poród i tak było. zapisałam się do szkoły, przygotowałam się pod tym kątem od początku, wybrałam szpital który nie nacina, nie ma łóżek porodwych, gdzie można jeśći pić, i gdzie rodząca jest najważniejsza…kurcze, no i urodziłam w 5 minut….hehehehe
      wstałam i poszłam się wykąpac, jakby nigdy nic. Chciałabym raz jeszcze, ale w domu, we włąsnych 4 ścianach, tylko my.

    3. taki miałam komfort prze pierwszym porodzie ,nawet nie umiem nazwać pozycji w której urodziłam 🙂 przy drugim porodzie,wybrałam inny szpital,taki hmm komfortowy,ale z racji tego że mnie karetka z domu zabrała z głową dziecka na wierzchu,zawieziono mnie do najbliższego – typowo położniczej fabryki,mechanicznego odbierania porodów,jak zobaczyłam ten fotel…z tymi podkolannikami…masakra jak w prosektorium 🙂

  3. Ach, aż nie mogę się doczekać drugiej ciąży i porodu, może tym razem uda się naturalnie i z całym tym dramatem odchodzących wód – chciałabym bardzo… Mimo, że przy pierwszym (raptem 8 miesięcy temu) kategorycznie kazałam mężowi zapamiętać, że nie chcę więcej przez najbliższe parę lat! Już zapomniałam, już mi przeszło, planuję, jeszcze co najmniej trójkę;)

  4. każda znajdzie coś z siebie w tobie, z twoich porodów i we własnych będzie 🙂
    moje dwa równie różne, równie dziwne, równie emocjonujące, bo chyba nie ma bardziej emocjonującego przeżycia jak poród własnego dziecka, trzecie jeśli się wydarzy- a liczę na to- chciałabym witać w domu.

  5. świetnie to opisałaś <3
    ja na razie nie planuję drugiej dzidzi i nie wiem czy w ogóle chcę tego 🙂
    żałuję tylko jednego , że nie położono mi córci na brzuchu zaraz po porodzie tylko mi ją od razu zabrano.

    1. ja niestety nie mogłam bo łożysko wyszło nie całe i musiałam mieć łyżeczkowanie :-/
      i strasznie tego żałuję że tego nie doświadczyłam .

Dodaj komentarz