Dzień świstaka…

…czyli życie to jest jednak niesprawiedliwe.

Zaczął się niesprawiedliwie,wstałam o 7 uszykowałam starszego do szkoły,młodszy wrednie się obudził,zrobiłam sobie kawę,chłop wrócił i nawet nie wiem kiedy okazało się,że obaj panowie śpią rozwaleni na tapczanie – dla mnie miejsca brak.
To życie to jest jednak niesprawiedliwe,pomyślałam.
Weźmy sobie takie poczęcie dziecka, (umówmy się dłuższa lub krótsza w zależności od uzdolnień chłopa) chwila przyjemności,a potem kilka miesięcy powiększania masy swojego ciała,wmawiając nam że to powierzchnia erotyczna,przy kumulacji można swobodnie 9 miesięcy spędzić w toalecie,wreszcie kilka godzin cierpienia…on sobie pomerdał radośnie,a baba potem musi brzuch opróżnić,nieraz w mękach,bólach…a on obok stoi patrzy,czasem z ciekawości sam próbuje głowę w krocze wsadzić,jak by chciał twarzą twarz dziecku “cześć” powiedzieć.
Potem poklepie po plecach jak kumpla,rzuci “dobra robota” i już,duma go rozpiera,
rozporek uwiera bo jedyną karą za te krzywdy porodowe dla niego jest to,że przez czas połogu radzić sobie musi sam,że tak powiem,na własną rękę.
Życie się w miarę normuje,dla chłopa oczywiście,rano wychodzi do pracy wieczorem wraca.
Żonka winna w domku czekać ,pachnąca i gorąca jak danie główne podawanego obiadu.
Dziecko oczywiście,pachnące i koniecznie śpiące.
Kobieta natomiast zostając sama z dzieckiem domu niejednokrotnie czuje się jak myszka wrzucona na pożarcie boa-dusicielowi.Hasa sobie po domu niczego na początku nieświadoma,a boa osacza ją sprytnie,tylko po to by ją wreszcie owinąć swym cielskiem i poddusić.

Kobieta z czasem oswaja sztuczki,zasady dzięki którym udaje jej się skorzystać z toalety i zrobić całe siku,a nie tylko część,nieraz nawet uda jej się zacząć gotować obiad (choć zazwyczaj kończy się to na otwarciu opakowania z daniem gotowym)…i pamięta jak pacierz zasadę no.1 -gdy boa jest cicho,za żadne skarby nie podchodź w pobliże łóżeczka,bo dziecko cię wyczuje i zapragnie albo twojego mleka,albo ramion.
Jakimś cudem udaje jej się zrobić obiad (jednodaniowy kochanie),ogarnąć włosy i wstawić pranie,już bez zabawy w segregowanie białego i kolorowego (kit z tym,wmówi mężowi,że różowe skarpetki to hit sezonu),ba nawet da radę uśpić dziecko,pada wtedy na kanapie i…zazwyczaj wtedy wraca mąż. 
Mąż zazwyczaj głodny,bo apetytu nabrał na mieście…przy odrobinie szczęścia uraczy się obiadem,jednak 90% mężów zazwyczaj chce skonsumować na pierwsze danie żonę.
W jednym są wspaniali – nie przeszkadzają im nasze podkrążone oczy,tłuste włosy,brak choćby śladowych ilości makijażu i wyciągnięty dres…pół biedy jak taka umęczona matka ma ochotę na figle.
Jednak nie oszukujmy się,początkująca matka nie odróżnia dnia od nocy,zimy od lata i wieczorem jedyne na co ma ochotę to SEN,choćby na podłodze,byle by się położyć,zalegnąć i przespać ciągiem kilka godzin.
Niestety jurny mąż próbuje różnymi sposobami przekonać ją do figli,

ona najpierw spokojnie mówi że jest zmęczona,potem delikatnie odmawia,by wreszcie w pełni wściekłości wykrzyczeć…że nie ma siły,bo chłop jej nie pomaga (i ta zmiana pieluchy i 5 minut podrzucania dziecka pod sufit to za mało).Chłop się obraża,matka też i idą spać w milczeniu ,by potem kilkakrotnie obudził ich mleko-pijca. On nie wstanie bo musi się wyspać do pracy,bo przecież zarabia na rodzinę,ona wstaje z łóżka na rzęsach by czynić swoją powinność.
Rano zaczyna się kolejny dzień…świstakowy taki.
Takie to trochę stereotypowe z tego co obserwuję w innych dzieciatych rodzinach.
Potwierdzam,że przy pierwszym dziecku może być ciężko,a kluczem jest plan dnia i organizacja.
Wykorzystanie do maximum czasu gdy dziecko śpi,na sen,na kąpiel,na własne przyjemności – da się.
I da się chłopa zaangażować by pomagał,choćby przez godzinę po powrocie z pracy,przecież to też jego dziecko,prawda? Ta godzina to pachnąca kąpiel w wannie z lampką wina/wody,muzyką i dobrą książką,
idzie się zregenerować,by mieć siłę na figle,bardziej lub mniej małpie. (taki argument działa!)
…i niech już sobie te chłopy moje śpią na całym łóżku,ja sobie kawkę wypiję,
internet poczytam,muzyki posłucham w ciszy…sama…tylko ja i moje myśli.
Dobrze,że opanowałam ten chaos zwany macierzyństwem.
pozdrawiam
L.
Komentarze

14 thoughts on “Dzień świstaka…

    1. Zaglądam tu na każdy post, więc nominacja Ciebie była dla mnie oczywista 🙂
      Moje pytania wraz z odpowiedziami umieszczasz w poście na swoim blogu. Poniżej wymyślasz własne pytania, które chcesz zadać swoim nominowanym.
      Taka struktura mniej więcej jak mój post… Mam nadzieję, że teraz wszystko jasne 😉

  1. A niech Cię nie lubi,pozwól jej :)) Ja będę Ciebie lubić ;P
    Piszesz dobrze to fakt,sama prawda i tylko od nas zależy jak ta rzeczywistość będzie wyglądała-odkrywcze to to nie jest :))))

  2. No muszę też przyznać, że tekst genialny jest. Świetnie się czyta i dobre wnioski się wyciąga:D
    I fakt, może być ciężko, ale jak się ogarnie co i jak, to się da. 🙂 i to jest piękne 🙂

  3. Swietny tekst! Na pewno nie jednak Pani się w nim odnajdzie, ja się znalazłam na pewno 🙂
    I muszę Wam powiedzieć na ucho, że mój Mąż gotuje, co mi jeden poważny problem w ciągu dnia zdejmuje 🙂
    Pozdrawiam!

  4. genialnie ujęte! GENIALNIE! 🙂 Mój boa śpi, a mąż właśnie wrócił z roboty… czas wskoczyć pod kołdrę i udawać, że śpię! 😀

Dodaj komentarz