Jestem chodzącą szyderą. I jestem z tego dumna!

Gdybym miała dać ogłoszenie matrymonialne, brzmiało by ono mniej więcej tak:

Poszukuję mężczyzny w celu pożywki intelektualnej. Wzrost 180 cm (+/- 10, ale jednak bardziej plus, bo chciałabym od czasu do czasu parodiować w szpilkach w drodze z łazienki do sypialni- tylko tyle jestem w stanie przejść). Mile widziany majątek w postaci ogromnych pokładów dystansu do siebie, serwującego na śniadanie wymuskany do granic możliwości sarkazm, przyprawiony nutką ironii. Toleruję uzależnienie w postaci niewyczerpanych pokładów humoru. Wygląd nie bez znaczenia. Dobrze by było, gdyby nie posiadał góry twardych jak skała mięśni (śpi się na takich jak na cegle), oraz zbytniej tuszy (to jak pływanie na pontonie, a ja mam chorobę morską), oraz warunek konieczny: brak kaloryfera na brzuchu. Ja osobiście nie posiadam, więc szkoda by było zazdrościć Ci od początku znajomości. To takie nieeleganckie. Może być na diecie, ale nie koniecznie- byle by mi nie podpierdalał słodyczy. Styl, cóż…może nosić mokasyny na gołe stopy, co rozwiąże nam problem kłótni o porozrzucane po chacie skarpety. Dobrze by było, żebyś nie używał eyelinera i tuszu do rzęs, bo kupuję sobie takie lepsze i nie lubię się nimi dzielić. Acha! i jeszcze wolałabym, żebyś nie golił nóg. Stopy mi marzną, więc każdy dodatkowy motek wełny jest na wagę złota. Reszta do dogadania, znaczy ja wszystko powiem, a Ty tylko zatwierdzisz, lub odrzucisz regulamin, zupełnie jak w internetowym Las Vegas. To takie romantyczne!

Kisski i lovki chodząca Szydera Lena.

P.S. Uciechy seksualne już miałam (nie wyrzekam się ich, no gdzież tam), ale mam z nich dwóch synów, którzy niestety nie kwalifikują się do internatu w Ekwadorze, ani nie mieszczą się do okna życia- więc póki co kombinuję.

Real Foto wysyłam tylko między 6:30, a 6:35 rano, bo tylko wtedy mam nienaganny makijaż.

 

Kipię, kipię sarkazmem i dystansem do siebie. Gdybym nie opanowała tych umiejętności, już dawno nie udźwignęłabym swojego własnego bagażu życiowego. To właśnie dystans i poczucie humoru, niejednokrotnie ratowały mi dupę w sytuacjach kryzysowych. Śmianie się z samej siebie i z porażek, które raz za razem zaskakiwały mnie w życiu, pozwala mi funkcjonować bez obawy o własne zdrowie psychiczne. Co ważne, specyficzność tego poczucia humory pozwala także ludziom z mojego otoczenia, w szybki sposób zweryfikować, czy mają chęć znać się z kimś takim jak ja. To wiele ułatwia. Większość odpada. Taka jestem, tak mi dobrze i zdaję sobie sprawę, że jestem specyficzna, nie lubi się mnie na masową skalę jak pierogów.

Lubię ludzi podobnych do mnie. Podobnych, to znaczy takich, którzy cenią sobie to, jacy są, nawet jeżeli nie jest to akceptowane. Lubię ludzi, którzy potrafią się śmiać z siebie. I lubię ich oglądać i słuchać i jak mam okazję, to podchodzę i ściskam. I odchodzę.

Robić z siebie durnia przed publicznością

Chyba wszyscy ci, którzy robią stand – upy, to w pewnym sensie bardzo specyficzni ludzie. Nie każdy z nas odważyłby się wyjść na scenę, przed pełną publicznością i tak po prostu opowiadać o swoim życiu, nie zawsze łatwych i przyjemnych – do tego w taki sposób, żeby publiczność się nie rozpłakała, a zalewała śmiechem. Uwielbiam stand-up’y, bo absolutnie zawsze poprawiają mi samopoczucie, a często też pokazują jak olać problem i wyjść z niego z podniesioną głową. Uwielbiam je dlatego, że w odróżnieniu od kabaretów, stand up’owcy potrafią śmiać się z siebie, a nie tylko z kogoś innego, jak to jest w kabaretach.

Stand Up zdaje się być zdominowany przez mężczyzn, ale na szczęście nie brakuje w nim kobiet i ponownie na szczęście, cały czas ich przybywa. Większość z Was, na pewno kojarzy naszą dumę narodową w osobie fantastycznej magdy mikołajczyk (tak wiem, że z małej litery 🙂 która w równie fantastyczny sposób bawi, co wzrusza, która potrafi śmiać się z siebie. Miałam przyjemność zamienić z magdą kilka słów i cyknąć sobie z nią trzy fotki, z czego tylko jedną zaakceptowałam (z bólem serca), bo na pozostałych dwóch magda wyglądała bardziej korzystnie niż ja. Czułam się wtedy taka podjarana. To był drugi raz, bo za pierwszym magda odpisała mi na komentarz na fejsbuku (tak! ona!), gdzie zastanawiałyśmy się, w jakiej sytuacji wysokie kozaki pasują do dresu i uświadomiła mi, że wtedy, gdy biegniesz z dzieckiem na pogotowie. A potem stała koło mnie, filigranowa taka, po kilkunastu wzruszeniach i jeszcze większej liczbie zrywania boków i ja się cieszyłam zupełnie tak, jak wtedy gdy dostałam pierwszej miesiączki. Przestraszona, ale jakże szczęśliwa.

I zaraz potem zaczęłam szukać innych kobiet, takich jak magda. I okazało się, że jest taka jedna (zagraniczna) której bliżej do Bridget Jones, niż do Renee Zellweger i mieszka za ocenem, więc nie zrobi mi konkurencji. Tak oto wykiełkował mój zachwyt nad Amy Schumer. Zaczęłam googlować tak intensywnie, że musiałam ściągnąć hybrydę, bo mnie się klawiatura poprzecinała (najbardziej na literkach A i S) i okazało się, że w sumie to mogłybyśmy się nawet zaprzyjaźnić, bo mamy ze sobą mnóstwo wspólnego, a najbardziej (oprócz wewnętrznej szydery) to obie jesteśmy dziewczynami z tatuażem na lędźwiach.

Dziewczyna z tatuażem na lędźwiach  to książka autorstwa Amy Schumer, która opowiada o swoim życiu w zabawny, dowcipny i trafiający do każdego, lekki sposób! Amy Schumer uwielbia się śmiać: a najbardziej z siebie, zupełnie tak, jak ja!  To historie szalonego życia jednej z najbardziej wpływowych i rozpoznawalnych kobiet w USA. Amy snuje wspomnienia ze swojego dzieciństwa i młodości, opowiada o tym, jak teraz wygląda jej życie. W swojej relacji jest bardzo bezpośrednia, odrobinę wulgarna, ale przede wszystkim szczera. Zdradza sekrety, opisuje wstydliwe sytuacje – kompletnie się tego wstydu wyzbywając. Porusza życiowe tematy – relacjach z rodziną, seks, choroby. Porusza temat, którym aktualnie żyje cały celebrycki światek – wykorzystywania seksualnego kobiet, opowiadając o swoim doświadczeniu i tym, co zmieniło się w jej życiu.

Autorka pozwala nam też poznać dawną siebie. Mającą 13, 18, 20 i 22-lata. Dzieląc się fragmentami swoich pamiętników, pokazuje jak zmieniało się jej spostrzeganie świata. Z nastolatki interesującej się kolegami ze szkoły do kobiety, która rozpoczyna dorosłe życie na własny rachunek. Czułam, że Any musiała zasięgnąć inspiracji z mojego życia, bo chwilami pisała jakby jednak o mnie.

“Dziewczyna z tatuażem na lędźwiach” to książka rozbawiająca do łez. Nie znajdziemy tutaj poważnych monologów. Autorka pokazuje, w jaki sposób zaakceptowała w pełni siebie, ale oczywiście wszystko to okraszone zostaje sporą dawką dobrego poczucia humoru, tego rozwalającego dystansu, autoironii i sarkazmu.  Jeśli macie ochotę pośmiać się trochę z tej kobiety, a być może umożliwi Wam to pośmianie się z samych siebie, a nie tylko z innych.

Jeśli chcecie dowiedzieć się jak na jej ciele znalazł się tatuaż na lędźwiach,  poczytać o tym, czym dla rodziny -chorego, jest SM i jak wiele ludzi walczy ze zbyt łatwym dostępem do broni, to ta książka jest dla Was. I ja ją bardzo polecam i pozdrawiam Amy, magdę i wszystkie kobiety, które potrafią dzielić się sobą ze światem w tak fantastyczny i wyjątkowy sposób.


W księgarni taniaksiazka.pl znajdziecie również inne ciekawe propozycje książek, w dziale bestsellery

 

 

 

 

 

 

Komentarze