Będę latać…

 

   Pięć lat temu, przepakowałam swój bagaż doświadczeń na bardziej podręczny i wyruszyłam po nowe życie. To było dobre życie i szczerze powiem, że nie śmiałam wybiegać ponad to, co miałam. Zresztą biegać nie mogę. Astma.

.
Wiadomo jednak, że często, nie zawsze, to co dobre szybko się kończy. Tak było i tym razem, więc wzięłam krawieckie nożyce i z tej przeszłości, powycinałam to, co najfajniejsze, żeby w dalszą drogę, nie targać ze sobą wszystkiego. Targać też nie mogę, bo noga boli jak bolała.
To sobie wymyśliłam, że będę latać…

.
   I widzę to… jak w czwórkę biegniemy po piaszczystej plaży, trzymając się za ręce…szybko poprawiam wizualizację, żebym była to ja z jakimś facetem, a nie ja z trójką dzieci, boszeee
I się śmiejemy beztrosko, szukamy biedronek, a potem siadamy na kocu i jemy wspólnie śniadanie. I tylko ptaki słychać nad nami, bo zasięgu nie ma i nikt nam kuprów nie truje. A potem leżę na kocu i patrzę, jak chłopcy łowią ryby i widzę oczyma wyobraźni ich rozdziabione twarze, radość i pełne skupienie. Ja rozdziabiam gębę, do skitranej w koszyku czekolady i wiem, że nie musi być piękniej.

Tego ranka znów miałam to szczęście, by zaparzać dwa kubki z kawą i dwa kubki kakao. Specjalnie opisuję śniadanie, bo nie będę tracić czasu na wizualizację przygotowania obiad…jak te kotlety tłukę. Naleśniki są przyjemniejsze :).

.

   A później wracamy do domu, do domu niekoniecznie z ogródkiem…nie chciało mi się pielić w wizualizacji. Zaczyna padać deszcz, więc układamy puzzle, oglądamy filmy i zajadamy popcorn. Z mikrofali oczywiście. Cieszymy się sobą, każdą chwilą, która jest na wagę złota i miny mamy jak te ludki z reklamy Ikea czy innej reklamy. A później jest noc…

.
Widzę dwa kieliszki wina, półsłodkie-różowe, dwa pady od xBoxa i zarywanie nocki nad grą…a później zasypiam i budzę się z takim wielkim bananem na twarzy. Z takim jak z kreskówki i z mnóstwem radości w sobie. Intymną wizualizację wolałam odpuścić, jest wcześnie rano, nie będę się sama torturować, zostawionymi na lustrach odciskami dłoni 🙂

.

   I lecę dalej…i każdy kolejny dzień jest nagrodą. Chłopcy rosną, my się starzejemy i fajnie jest tak szukać sobie nawzajem siwych włosów. Zmieniam jednak nieco wizualizację, bo widzę dwa iskające się szympansy, a ni jak mi to nie pasuje do sielanki.
I mam pewność, że gdy przyjdzie kres, to moje życie będę wspominać jako szczęśliwe, udane i wartościowe, bo miałam odwagę walczyć o swoje marzenia. Bo się nie poddałam. Bo czułam wolę walki, o lepszą przyszłość dla mnie i normalne dzieciństwo dla moich dzieci. Bo znalazł się ktoś, kto miał chęć i odwagę zaopiekować się nami, dzielić ze sobą swoje troski i radości i po prostu być.
   I umrę szczęśliwa.

.
   A teraz polatam…bo ponoć myśląc pozytywnie, można przywołać dobro. 

   A patrząc na to, jak zataczam się dziś od optymizmu, czeka mnie jeszcze całkiem fajne życie 🙂

Komentarze

11 thoughts on “Będę latać…

  1. Mój mąż ma astmę od dziecka. Nie mógł biegać bo się męczył. Więc zaczął się odchudzać, lekko ćwiczyć i zmienił leki na lepsze. I może biegać i skakać i jeździ na rowerze po 60 km. Ale latać nie chce 🙂

  2. Oczywiście, że czeka 🙂 tylko jeszcze nie znalazłaś tego czego szukasz! A wiesz, że marzenia się spełniają? Nawet te wypowiedziane!

  3. Matko, czytam, wizualizuję i zrywam boki 🙂 kobieto, skąd ty bierzesz w sobie tyle siły i optymizmu ? Wiem, że będzie tak jak w twojej głowie, bo ty zawsze dopinasz swego 🙂

    1. Siłę i optymizm, wyrobiłam sobie przez te wszystkie lata 🙂 staram się z tego korzystać. Patrzę na swoje życie z boku i wiem, że przecież to nie koniec świata, to dopiero początek :)))

Dodaj komentarz