Chcesz być blogerem ? Najpierw naucz się szanować ludzi.

Tak sobie od kilku miesięcy obserwuję blogosferę parentingową i dumam.
Dumam nad durnotą ludzką i swoją własną ( że nadal niektóre blogi czytam ).

Przyznaję, też bywam durna, ale staram się tego nie robić publicznie. Staram się, choć zdaję sobie sprawę, że nie zawsze mi to wychodzi. Czasami bywam durna celowo, ale raczej by spowodować uciechę ludu, jednak to podchodzi pod zupełnie inną odmianę durnoty.
Piszę zawsze tak, jak była bym w stanie powiedzieć drugiej osobie prosto w oczy jako ja.
Nie jako anonim czy nick internetowy. Wiecie, na zasadzie :
– Siema, mogę Ci przypier****ć ? – zapytała Matka Wygodna “zawodowo”.
– Dzień dobry, czy mogę musnąć pięścią po twej twarzy – zapytała Magdalena M. “prywatnie”.
Działa to też w drugą stronę 🙂
Tak czy inaczej, staram się kontrolować, utrzymywać emocje na wodzy, a przede wszystkim się nie wymądrzać. Po co, w jakim celu, dlaczego ?

Ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę, że są tacy co i przeżyli więcej niż ja i przeczytali więcej książek i, a raczej przede wszystkim, mają większe doświadczenie na różnych płaszczyznach .
Oczywiście staram się bronić własnego zdania i walczę o nie, jeśli mam na to solidne argumenty.
Jednak czasami bywa, że druga strona wytacza argumenty znacznie silniejsze.
Co wtedy robię ? Przyjmuję je z pokorą i zgłębiam ( czasami z nadzieją, że uda mi się je jednak obalić, czasami z przekonaniem, że rzeczywiście nie miałam racji ).

Jednak parenting ostatnio dostarcza taki misz masz emocji, że czasami nie wiem, czy jest to oznaką schizofrenii pewnych osób, czy celowym rozczłonowaniem jaźni. A może po prostu perfidną grą na dwa fronty ?
Najdziwniejsze jest to, że nie zaobserwowałam tego absurdalnego zachowania wśród parentingowych Ojców. I nie napiszę, że jest to oznaką ich większej inteligencji :), lecz umiejętnością opanowania emocji i rzeczowego podejścia do tematu.
Podejrzewam natomiast, że niektóre Matki, już w chwili włączania komputera ostrzą pazury na blacie biurka z nadzieją by dziś komuś dopiec. Nie wszystkie, nie generalizuję, skupiam się na kilku moich obserwacjach z facebooka i na forach internetowych.

Już pomijam odwieczną wojnę o metody wychowawcze, wywoływanie sztucznych afer, wywalanie wiadra pomyj na inne matki czy blogerki w gronie swoich “fanek” czy na zamkniętych grupach.
Zaobserwowałam na przykład, że blogerzy, którzy nie oszukujmy się, istnieją dzięki swoim czytelnikom, robią z nich idiotów. I tak w trakcie dyskusji, gdy czytelnik wyraża swoje odmienne zdanie, albo nie daj “borze”* wytoczy solidne argumenty, bloger zmienia swoje dotychczasowe przekonania i tak mota w wypowiedzi, że na końcu pozostaje mu już tylko napisanie ” nie czytasz ze zrozumieniem”…w domyśle idioto.
Ktoś pewnie powie, to nie sklep, żeby klient miał zawsze rację, ale do cholery, on na prawdę zrozumiał co napisałeś i próbuje Ci wytłumaczyć, że ma inne zdanie, podsuwając sensowne argumenty. Szanuj go, bo gdyby nie on i podjęta z Tobą dyskusja, równie dobrze mógł byś pisać blog i zapisywać go na dyskietkach. ( tak wiem, mamy już dobę pendrive/pendrivów ? )

Przykład drugi. Przed pojawieniem się posta, na fanpage’u pojawia się pytanie prorocze- co tym razem oburzy czytelnika, do czego się tym razem przyczepi i z czego się zrobi afera
Chodźcie moje blogowe guru, pośmiejemy się z tych co nas czytają. Z góry zakładając, że przyjdzie jedna z drugą, przyczepią się, wyrażą swoje odmienne/ niepochlebne zdanie, a wtedy my siądziemy przed klawiaturą i jak jeden mąż oplujemy, zlinczujemy i napiszemy, że jej/nam po prostu zazdroszczą.

A już ewenementem jest maniera pouczania. Zazwyczaj odnosi się do osób mądrzejszych przez zdobywane latami kwalifikacje, bardziej obytych przez doświadczenie, bardziej oczytanych z racji zawodu person, przez Matki z niewielkim stażem, których głównym argumentem bywa “przeczytałam w google, więc tak jest albo moja racja i kropka”. Serio !
Całkiem nie dawno na jednym z forów gazety, była możliwość rozmowy z ekspertem bodaj ortopedą.
Jedna z komentatorek tak się zawzięła na panią ekspert, że WYKRZYCZAŁA jej, że jest niedoinformowana, bo google mówi zupełnie co innego ( i nie chodziło tu o żaden ekspercki artykuł, czy doniesienia amerykańskich naukowców ).

Zauważyłam też wręcz podważanie kompetencji danej osoby publicznie w celu … ? No właśnie w jakim celu ? Żeby podkraść czytelnika, przed wzbudzanie kontrowersji, czy może zemścić się za brak poparcia ze strony atakowanej osoby ? A może z nudów, bo naostrzyło się  już dziecku wszystkie kredki i nie ma jak rozładować swoich emocji, frustracji, a fajki się skończyły  ?

Cyrk na kółkach Panie.
Kolorowo, wesoło, chwilami strasznie i z dreszczykiem emocji, ale zawsze jest na co popatrzeć.
Zawsze to jakaś rozrywka. Uśmiechnie się człowiek pod nosem, albo tryknie baranka w ścianę dla odmiany.

I nie wiem czym to jest spowodowane, ale z dnia na dzień jak przewijam wall na facebooku, to mam wrażenie, że część blogosfery już nie cichaczem, już nie z nieśmiałością, a wręcz przeciwnie, z premedytacją i radością sra we własne gniazdo.
Bazuje na kontrowersjach, aferach, a czytelnika ma kompletnie za nic  ( ja też jestem czytelnikiem, więc takie odnoszę wrażenie ).
No sorry, ale prawda jest taka, że i my blogerzy zarówno między sobą jak i z czytelnikami, tworzymy jakąś społeczność. Dochodzi do tego, że strefa parentingowa jest wyśmiewana przez takie kulawe i niepochlebne zachowania – przez blogerów piszących w innej tematyce ( gdzieś przeczytałam ” nie podejmuj dyskusji z blogerką parentingową, bo ciśnie w Ciebie obsraną pieluchą z braku argumentów” ) Ja nie doszukałam się afer na blogach podróżniczych, kulinarnych, tematycznych…tylko ten parenting przyszywa sobie taką niezbyt elegancką łatkę.Przypina kwiatek do kożucha i żyje w przekonaniu, że jest to potrzebne. Nie podoba mi się to i dlatego jak już wcześniej pisałam, staram się odciąć, nie podejmując tematu z takimi osobami, nie dając się sprowokować, nie dając im poczucia mojej aprobaty.

Takie osoby nie potrafią posługiwać się narzędziem, jakim jest blog, umiejętnie ( ja też jeszcze nie potrafię, ale umiem je przynajmniej prawidłowo trzymać ), oni zaczynają od dupy strony, najpierw zrażając, a później próbując odzyskać czytelnika.
Popatrzcie wokół siebie, jak blogowanie, jak bycie blogerem można wykorzystać.
Jak wiele inicjatyw powstało ze strony blogerów, jak wiele pomocy udzielono wspierając akcje charytatywne, jak wiele projektów zrzeszających spore grupy ludzi powstało i jak wielki pożytek one przyniosły. Popatrzcie, jak między blogami stroniącymi od afer, rodzą się cudowne przyjaźnie przenoszone do reala, nawiązują się owocne współprace, jak ludzie czerpią przyjemność z obcowania z drugim człowiekiem.

Pokażmy, jak wiele możemy razem osiągnąć, pokażmy, że potrafimy się zjednoczyć i nieraz mimo braku sympatii szanować. Zdziałajmy coś pożytecznego, niech nam zazdroszczą, że oprócz zmiany pieluch jedna ręką, potrafimy także zrobić wiele dobrego dla innych i dla samych siebie.
Oczywiście do tego potrzebna jest umiejętność dyskusji, kulturalnej rozmowy i wyzbycie się przekonania o słuszności regułki “moja racja, moją święta racja”.
Jednak głównym atutem w ręku jest po prostu szacunek do ludzi. Szacunek do człowieka, do czytelnika, który albo będzie wracał do Ciebie z przyjemnością, albo tylko po to, by móc odreagować swój kiepski dzień…a Ty ?
A Ty znowu zirytujesz się jak małe dziecko, które nie dostało cukierka i znowu niby nie na serio, niby niechcący wdepniesz w jakieś gó*no, które ponownie będzie się ciągnęło za Tobą tygodniami…
bo nie życzę Ci sytuacji, że wyjdziesz kiedyś ze swoim dzieckiem na spacer, a ktoś do Ciebie podejdzie i napluje Ci prosto w twarz. Nie jesteś już bowiem anonimem, a ludzie oczekują od Ciebie czegoś więcej niż tylko plucia jadem i obrażania.

Czy jest na takie niepochlebne zachowania jakaś rada ?
Kominek kiedyś powiedział, bardzo fajne słowa odnośnie aferzystek parentingowych :

” Zgodnie z regulaminem wszystkie powinny dostać bana, ale są takie pocieszne, że nie miałem serca kopać. “
 Amen 🙂

* pisownia celowa

Komentarze

46 thoughts on “Chcesz być blogerem ? Najpierw naucz się szanować ludzi.

  1. A wiesz, czytalam artykul bodajze w Twoim Stylu na temat hejterow w sieci i tam madrzy ludzie wypowiadali sie na ten temat. Wychodzi na to, ze glowna cecha charakteryzujaca hejtera jest bodajze sadyzm… A pisze o tym dlatego, ze bardzo wiele matek w sieci, w bardzo latwy sposob staje sie czesto taka hejtujaca osoba (bo, czy nie sadysta wlasnie czesto chce tylko i wylacznie, doslownie i w przenosni, dokopac komus?)…
    A ja tez nie lubie takich blogow, gdzie sa samozwancze “popularne blogerki”, ktore okazuja sie grafomanami z przerosnietym ego. Uciekam gdzie pieprz rosnie…

    1. To bardzo ciekawe co piszesz, poszukam sobie ten artykuł. Ten argument brzmi bardzo logicznie. Ja mam takie gdybania, że to zazwyczaj osoby, które same w realnym życiu były gnębione ( to by się z sadyzmem nawet łączyło ), a teraz mając wianuszek klepiących po plecach, same się w tą rolę gnębiącego wcielają.
      A “samozwańcze popularne blogerki” o których wspinasz, często wyznają zasadę – nie ważne jak o mnie piszą, ważne żeby w ogóle pisali, niestety.

    2. Dopiero wkraczam w świat blogerki, jednak nie jedną aferę już “wyhaczyłam”. Świetnie to opisałaś, szkoda tylko, że afery są stworzone przez matki, które powinny dawać przykład i trzymać się razem.

  2. Ach te fora internetowe, ach te grupy na fejsbuku. Kocham je i nienawidzę jednocześnie. Kocham za ogrom wiedzy jaki z nich wyciągam, nienawidzę właśnie za afery. Tak jak piszesz w innych dziedzinach blogów tych afer jest zdecydowanie mniej. Podobna tendencja jest też na grupach dyskusyjnych.
    Nie mam pojęcia czemu niektóre matki za cel numer jeden stawiają sobie przysranie wszystkim wokół. Nie wiem, nie rozumiem, zarobiona jestem, a mimo wszystko co i raz tracę nerwy i zabieram głos w durnych dyskusjach…. Może kiedyś się nauczę żeby tego nie robić:))

  3. Ja także jestem całym sercem i duszą za Twoimi słowami. Bardzo świeża sprawa… Brak szacunku pewnej blogereczki w stosunku do czytelników i mnie rozjuszyła, jednak dziabłam sie w język, pamiętając, że nie ma to większego sensu znając kułeczko adoracji oraz parzący jad…

  4. Ja bloguję trochę ponad rok. W styczniu przeniosłam bloga na bardziej znaną platformę i otworzyłam oczy na to, jak niektóre matki potrafią być wrogo nastawione do innych. Wcześniej byłam przekonana, że w świecie blogów parentingowych nie ma miejsca na afery, ale widocznie byłam naiwna. Omijam kłótnie szerokim łukiem, nie udzielam rad, bo nie jestem do tego uprawniona i żyje mi się dobrze z tą moją błogą nieświadomością. Zamiast drzeć koty z innymi mamami wolę pobawić się z dzieckiem- o wiele bardziej mnie to cieszy i stymuluje:).

  5. Ja dopiero zaczynam przygodę z blogiem dziecięco-życiowym. Nie mniej jednak w blogosferze siedzę z dobre 10lat i to całe robienie afer z niczego (a raczej z odmiennego podejścia do różnych spraw) jest bardzo męczące. Ja planuję być przyjaznym blogerem 🙂
    Pozdrawiam.

  6. I to jest powód dla którego wybiłam sobie z głowy pomysł prowadzenia bloga dzieciowego – to nie na moje nerwy. Świat blogerek kosmetycznych jest wbrew pozorom znacznie bardziej przyjazny 😉

  7. Zgadzam się w całej rozciągłości. Jakbyś siedziała w mojej głowie. Mnie się wydaje, że wmawianie innym, że mój sposób wychowawczy jest najlepszy bierze się z braku pokory i samokrytycyzmu. Typ osoby, które która staje przed lustrem i nie ma sobie nic do zarzucenia 😉 Ja po 50razy zastanawiam się jak moje decyzję wpłyną na dalsze życie moich córek i zastanawiam się jak można być tak pewnym swoich racji. No chyba, że one wcale pewne nie są i z tej niepewności szukają wsparcia i pluja jadem na tych co mają odmienne zdanie. Chyba żadne grupy społeczne tak nie walczą na racje jak matki a przecież wszystkim chodzi o to samo o dobry i szczęśliwy rozwój ich dzieci.

  8. No jak Ty takie teksty z gorączką piszesz to ja już nie wiem co powiedzieć…ja mając 37,5 od zmysłów odchodzę…a na poważnie brawo…ja miałam czas, że wchodziłam na pewne fora, profile…włączałam się do dyskusji…uznałam, że nie warto nerwy tracić…są ludzie, którym nie wytłumaczysz…

  9. Ja dopiero zaczynam blogować “w parentingach”, ale… już się boję. Wcześniej prowadziłam blog, który czytały głównie kobitki i przez ponad rok i ponad 2500 komentarzy nie zdarzyło mi się nigdy coś takiego (czyt.: taki hejt i brak kultury w wypowiedziach) jaki obserwuję wśród matek…. Przykre to bardzo. A Twój tekst bardzo trafiający w sedno.
    Pozdrawiam!

  10. Dobry tekst Matko, bardzo dobry.
    Nie raz streszczam te sztuczne aferki mężowi i co ten na to: “Wzięły by się baby za swoich mężczyzn, a nie dupy pierdołami zajmowały”. Mi czasem z tego chce się śmiać, no bo co więcej?
    Posumowanie Kominka, boskie.

    1. Bo to czasami jest tak zabawne, jak rozmowa między przedszkolakami 🙂 dla mnie bywa tez pouczające, by nie powielać błędów innych. A mąż ma rację, czasami było by to bardzo słuszne rozwiązanie 🙂

  11. A ja siedzę cichutko i tylko obserwuję. Niech się wygadają, wyleją wiadro pomyj, wykrzyczą. Jeśli im zrobi się lepiej – to chwała im za to. Mi wcale lepiej od kłótni się nie zrobi. Pozdrawiamy serdecznie

    1. jak sie w sieci wyzyja to chlopy maja lzej…
      moze sa nierozumiane, niekochane albo po prostu olewane przez tych swoich chlopow i szukaja ujscia emocji… oczywiscie ich nie usprawiedliwiam ani nie popieram

  12. Nie pozostaje nic innego jak tylko poprzeć ten tekst w całej swojej rozciągłości 🙂 ja już przestałam wyrażać swoje zdanie w “trudnych tematach” bo nie chcę zostać zakwalifikowana jako “hejterka”, zazdrośnica, kobieta o smutnym życiu itp, tylko dlatego, że mam odmienne zdanie, które mimo wszystko wyrażam kulturalnie, nie obrażając nikogo.
    Monika

  13. Taaaak, ten tekst Kominka wyraża wszystko… Smutne to co prawda ale niestety prawdziwe jak wiele z nas/was kopie pod samą sobą i niestety pod całą resztą parentingu samobójczy dołek.
    Jedna podstawowa zasada- bycie matką, blogerką nie daje KOMPETENCJI, wystarczająco fachowej WIEDZY ani DOŚWIADCZENIA by móc innym matkom/ludziom narzucać swoje zdanie. Bycie blogerką parentingową nie daje uprawnień pedagogicznych ani psychologicznych, nie daje tytułu najlepszej matki świata ani dyplomu w tej dziedzinie. Blogerka parentingowa nadal jest taką samą matką jak każda inna- tylko o swoich doświadczeniach zamiast opowiadać koleżankom w piaskownicy, opowiada w sieci. Ale tak samo jak tam do żadnej z pazurami nie powinna skakać, że wie lepiej- tak i tutaj rządzą te same prawa.
    Odrobina pokory drogie panie! Są wśród nas matki naprawdę doświadczone (wychowujące kilkoro dzieci np.), wykształcone (z dyplomami psychologa, pedagoga, logopedy)- one mogą być autorytetem ale i one nie mają prawa wykrzykiwać i narzucać ludziom swojego zdania!
    Tak niewiele do zapamiętania, a tak wiele znaczy 🙂

    1. Trudno się dziwić, gdy zdanie i opinie innych ma się w dupie, a widzi się co najwyżej czubek własnego nosa. A chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, by dogodzić wszystkim, a o to by chociaż żyć w symbiozie, nawet mimo osobistych niechęci.

Dodaj komentarz