Cześć, jestem Lena i mam 40 lat


Ostatni wpis dodałam 18 grudnia 2022 roku, ale tak naprawdę przestałam pisać znacznie wcześniej w 2017 roku. Wtedy pisałam…pisałam tak intuicyjnie i z głębi siebie, że bardziej nie mogłam już grzebać we własnych wnętrznościach.  I przez ten cały czas okrutnie mi tego brakowało. Nigdy nie miałam oporów, by pisać tak jak czułam. I z kolejnymi latami coraz częściej zastanawiałam się, czy aby na pewno tak właśnie powinnam. Plaga hejtu rozprzestrzeniła się w internecie niczym paskudna zaraza. Ciągłe ocenianie, krytykowanie i podcinanie skrzydeł najbardziej przez tych, którzy wspinali się po moim kręgosłupie. Gdy minął fejm i zainteresowanie, a z interentu zaczęły znikać kolejne moje posty, usłyszałam jak bardzo jestem niewdzięczna. 

Przez dwadzieścia dorosłych lat mojego życia nauczyłam się tak mocno zaciskać zęby z wdzięczności, że z każdym “powinnaś”  tylko moje policzki czerwieniały. Moja empatia i poczucie lojalności nie raz wepchnęły mnie pod koła rozpędzonej ciężarówki życia. Czy mnie to czegoś nauczyło? Oczywiście, że nie. Rzucałam się pod te ciężarówki z zaciśniętymi ustami, bo przecież lojalność wymaga poświęceń. I pewnego dnia, gdy jeszcze nie wiedziałam, czy zza chmur wyjdzie słońce, czy przyjdzie mi po raz kolejny brodzić w błocie zrozumiałam,  że to nie ja się zmieniłam, to ludzie mnie zmienili. Stłumili. Ich oczekiwania, interesowność i ich potrzeba wpływania na moje życie. Nie można hamować słów, bo grzęzną w gardle podduszając niewinnie, by wreszcie utknąć w nim na zawsze. Obiecałam sobie wtedy, że gdy tylko znajdę czas i przestrzeń wrócę do tego, co sprawiało mi cholerną przyjemność: do wyrzucania z siebie kolejnych słów, bez zważania na to czy komuś się one podobają czy nie. 

Zaczęłam więc pisać gdzieś, pod pseudonimem, wśród nowych twarzy, które jednak mimo całej sympatii nie były waszymi twarzami. Ale pisałam i na tamten moment sprawiało mi to radość, moja społeczność rosła, teksty się klikały, a ja miałam coraz więcej do powiedzenia. Przypomniałam sobie, gdy pewnie z 10 lat temu pisało się blog dla ludzi, nie dla zasięgów i zatęskniłam za tymi wszystkimi dyskusjami, które wtedy toczyły się w komentarzach. Przypomniałam sobie wszystkie twarze dziewczyn, z którymi do dziś utrzymujemy kontakt i są mi bliskie od dekady niczym siostry. Dziewczyny, które zawsze służą dobrym słowem, wsparciem, a w gratisie przesyłają śmieszne filmiki z tik tok’a. Wtedy dotarło do mnie, że przecież ja mam swoją przestrzeń tutaj i nie muszę chować się po kątach internetu udając, że ja to nie ja. 

Hej, mam na imię Lena i niedawno skończyłam 40 lat. Spokojnie, nawet dla mnie brzmi to abstrakcyjnie. Ostatnia dekada mojego życia podporządkowana była wychowaniem moich wyjątkowych dzieci. Jako, że wychowuję je sama, wykonałam tytaniczną pracę, którą normalnie dzieli się na dwoje. Dałam radę i szczerze powiem, że zrobiłam to najlepiej jak tylko mogłam. Moi błyskotliwi i samodzielni chłopcy już nie potrzebują matki w takim wymiarze jak to było do tej pory. Rozwijają swoje pasje, budują relacje i pod moim czujnym okiem przygotowują się do dorosłego życia. Przestrzeń wokół mnie zdaje się rok rocznie poszerzać, a ja nie lubię pustki, więc zapełniam ją tysiącem własnych spraw. Zeszły rok, był rokiem nie tylko mojego rozwoju, ale i rokiem przełomowym dla naszej rodziny. To był bardzo pracowity rok. Los mi sprzyjał, a karma zbierała najbardziej dorodne żniwa od lat. Obserwowałam to z satysfakcją.

Ten rok zadedykowałam sobie, jak to mówią (poczekajcie, złapię powagę:) kobiecie dojrzałej. Rok zaczął się naprawdę fantastycznie, bo biegiem do marzeń, realizacją planów i mnóstwem pozytywnych emocji, by jeden marcowy dzień wyciął mnie z życia na tydzień…ten tydzień, to były łzy, złość i tak wiele przemyśleń, że nie wiedziałam czy lepsza będzie tabletka na ból ciała, czy na ból duszy. Ten tydzień uświadomił mi, że naprawdę absolutnie niczego nie mogę odkładać na później, bo później może nie być. Muszę żyć tu i teraz, najlepiej jak potrafię i najszczęśliwiej jak tylko sobie wymarzę. Stęskniona wystukiwaniem kolejnych słów na klawiaturze, ze świadomością, że odbudowywanie tego co zatraciłam może zająć trochę czasu jestem dziś tu. I cieszę się z tej chwili przed ekranem bardzo. Tu i teraz.

Z Matki Wygodnej zostały nastoletnie dzieci, które choć są tak samo fantastyczne i dowcipne jak kiedyś, to jednak są już dziećmi dojrzałymi i świadomymi, a ja bardzo cenię sobie ich zdanie. Zawsze pytałam ich, czy mogę coś opublikować i zawsze działo się to za ich akceptacją. Tej akceptacji było coraz mniej, a ja nie chciałam sztucznie generować zasięgów, dopasowując to co miało miejsce w rzeczywistości, do tego co mogłam za ich zgodą publikować w internecie. Nauczyłam się publikować posty na Instagramie widoczne tylko dla bliskich osób, oraz te dla szerszej publiczności, na Facebooku moje wpisy widzi może z 20 osób, starannie wyselekcjonowanych. Oczywiście nadal bywam impulsywna, bo coś wydaje mi się ciekawe, czy zabawne…a potem przychodzi otrzeźwienie, ale umówmy się w moim wieku błędy popełnia się z premedytacją, a nie wstydem 🙂 Wygodna została i mam nadzieję, że teraz wszystkie moje matki, znajdą tu przestrzeń dla kobiet, którymi zawsze jesteśmy najpierw.

To tak w gwoli wyjaśnienia.

I naprawdę chciałabym, żebyście znaleźli tu miejsce tak samo pozytywne i ciekawe, jak wtedy gdy głównym tematem było macierzyństwo i zabawne dialogi moich synów. Matkami jesteśmy zawsze, nawet gdy nasze dzieci wchodzą w pełnoletność. Chcę przestrzeni do dyskusji, bo w dzisiejszym świecie często brakuje nam uwagi i rozmowy z drugim człowiekiem, który nie ocenia, a słucha, który nie niszczy, a pomaga i który jest tu dla Ciebie, bo Ty jesteś dla niego. No, to rozsiądźcie się WYGODNIE.

Komentarze