Czy to już czas, by odejść?

Stała, stała przy kuchennym blacie, mocno ściskając kubek w dłoniach i patrzyła przed siebie. Na drzewach nie było widać jeszcze wiosennych pąków, ale powietrze znacznie się ociepliło. Patrzył przed siebie, a na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech…czy to już czas by odejść ze swojej bezpiecznej samotni?

Kiedy niemal rok temu, na chwilę zawalił jej się świat, zamiast usiąść i płakać, mocno stłumiła w sobie lęk. Wiedziała, że nic się nie dzieje bez przyczyny, że trudne chwile miną, a potem z dnia na dzień odzyska to co utraciła. Spokój. Cel był jeden. Nauczyć się żyć w pojedynkę, ze sobą, dla siebie i być szczęśliwą, cholernie szczęśliwą, choćby przez szczęście rozumieć ciepły koc i kieliszek taniego wina, we własnych czterech kątach. To był priorytet. Udowodnić sobie, że można, że się da, że tak jest lepiej.  Choć początki były trudne i chwilami szukała fałszywych zapewnień, w przypadkowych ramionach, z czasem nauczyła się być egoistką i z premedytacją czerpała przyjemności dla siebie, zdając sobie sprawę, że trafia na egzystencjalne trupy. To było wygodne. Nikt jej się nie pałętał po domu, nie musiała zbierać niczyich skarpetek po podłodze, ale zawsze gdy potrzebowała był ktoś, kto otulił ją ramieniem i zaparzył kawy.

Wiedziała, że ten błysk w oku, te wielkie deklaracje, to jedna wielka ściema, by ją posiadać. Naiwnie trzepotała więc rzęsami, udając, że łyka te wszystkie wyniosłe słowa, ale w głębi duszy wiedziała, że z każdym słowem, te kłamstwa rosną i upewniają ją, że to kolejny epizod tylko na chwilę. Mur, który w okół siebie zbudowała, zapewniał jej poczucie bezpieczeństwa. To ona rozdawała karty, decydowała o tym, jakie kłamstwa tym razem usłyszy i miała satysfakcję, że tak świadomie wszystko kontroluje, choć przecież jej zalotne gesty, słodkie spojrzenia i namiętne usta, mówiły zupełnie coś innego.

Znudziła się, wszystko było takie przewidywalne. Wychwytywanie łgarstw było już zbyt proste, ramiona zaciskały się na niej coraz bardziej, ale kompletnie nic z tego nie wynikało, poza faktem, że zaczęła się w nich dusić. Wtedy postanowiła zaczerpnąć haustu powietrza. Była pewna, że powrót do swojego azylu, pozwoli jej odzyskać wewnętrzne siły, bo ramiona pozbawiały ją energii, niczym pijawka wysysając z niej ostatnie krople krwi, w celu egoistycznego pożywienia się. Nie chciała nikogo sobą karmić, nie chciała być dodatkiem, nie chciała być alternatywą, nie chciała być…zdjęcie kajdanów przynależności nie było trudne, oficjalnie przecież nie należała do nikogo, tylko w tych kilku chwilach, gdy księżyc w pełni oświetlał jej ciało na czarnej pościeli, a policzki oblewały się rumieńcem, mogło wydawać się inaczej. Jednak w momencie zamykania się drzwi, niczym otrzeźwiona lodowatą wodę, szybko wracała do rzeczywistości.

Odizolowała się. Wróciła do swojego eremu. Odzyskała wewnętrzny spokój, nabrała sił i skupiła się na sobie. Dzień za dniem była silniejsza, drobne rzeczy sprawiały jej przyjemność, kieliszek z  tanim winem cieszył jak dawniej, znowu zaczęła wąchać książki i uśmiechać się w myślach do siebie i pukanie do drzwi nie zaburzało jej wewnętrznego zen. Kontrola, to coś z czego była dumna, co sprawiało jej cholerną satysfakcję, co było jej siłą, jej bronią, jej orężem. Była panią swojego życia, to ona decydowała, to ona rozdawała karty, to ona nadawała początek i koniec.

Wszystko było pod kontrolą. Tak, jak tego dnia, gdy subtelnie przesunęła granicę montując na drzwiach dzwonek, by już więcej nie usłyszeć pukania…zadzwonił raz, drugi, trzeci…niby niepewnie, niby w sposób oczywisty, ale złapała się na tym, że czekała by usłyszeć go po raz czwarty i piaty i było jej mało…

Stała, stała przy kuchennym blacie, mocno ściskając kubek w dłoniach i patrzyła przed siebie. Na drzewach nie było widać jeszcze wiosennych pąków, ale powietrze znacznie się ociepliło. Patrzył przed siebie, a na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech…czy to już czas by odejść ze swojej bezpiecznej samotni?

 

Komentarze

One thought on “Czy to już czas, by odejść?

Dodaj komentarz