Dzień mamy spełnionej

Początki macierzyństwa to był hardcore. Miałam 23 lata, rzuciłam się na głęboką wodę z jeszcze większymi falami ambicji.  Tak bardzo chciałam mieć dziecko, a tak bardzo nie wiedziałam, co czynię. Starszak był niemowlęciem budzącym się w nocy co godzinę, do dziesiątego miesiąca życia! Gdzież mi wtedy przyszło do głowy, by bluzgać nad tym, że pozbawił mnie należytego snu. Pokornie przyjmowałam co było, godząc się na wszystkie złośliwości losu i niewesołe rozrywki fundowane mi przez dziecko. Matka cierpiętnica, ze sztucznie przyklejonym uśmiechem na twarzy, słaniająca się ze zmęczenia i produkująca się nad idealnym wypełnieniem misji. Wtedy, gotowałam dwu-daniowe obiady, miałam idealnie wysprzątany dom, byle jak związane włosy i padałam na twarz na samo słowo “poduszka”.

Później urodził się Junior. Miałam już lat 30 i sześcioletnie doświadczenie macierzyństwa na pełnych obrotach. Nie chciałam tak żyć. Nie chciałam być kolejną ze sfrustrowanych matek, którym macierzyństwo zabrało poczucie własnego szczęścia, w zamian za szczęście ich własnych dzieci. Wiedziałam, że nie wpisuje się to w szablonową wizję matki polki.  Zaczęłam odróżniać rzeczy ważne od pilnych i postanowiłam żyć po swojemu, choć wiedziałam, że nie wpisuje się to w standardowe postrzeganie macierzyństwa.

Co miałam do stracenia? Własne życie i poczucie szczęścia. Tak moje, bo poza oczywistym zadowoleniem i uszczęśliwianiem dzieci, nie zamierzałam zapominać o sobie. Tak, wiem. Takie zachowanie uchodzi za egoistyczne, wszak dla dzieci należy poświęcić wszystko, nawet siebie i nie narzekać, bo tak trzeba. Nie zamierzałam się temu podporządkować i udowodnić, że tak często przywoływane hasło “szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko”, nie jest tylko hasłem, jest wyznacznikiem macierzyństwa.

Wiedziałam, że widywanie dzieci przez 4 h dziennie, z powodu pracy od 8-17, to nie jest to, czego chcę. Wiedziałam, że chcę spędzać z nimi maksimum czasu. Wiedziałam, że w innym przepadku, ja będę uchechłana pracą, a one sfrustrowane niewystarczającą ilością poświęcanego im czasu, że będziemy żyć jak współlokatorzy. Zaryzykowałam bardzo rzucając pracę w korporacji, ale w sumie…kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Nie chciałam żyć w kalendarzem w dłoni, ze ściśle rozpisanym planem dnia i listą rzeczy do zrobienia. Nie jestem ani systematyczna, ani konsekwentna. Sama sobie zrobiłabym więc pod górkę. Chciałam decydować o chwili w tym konkretnym momencie, żyć spontanicznie, pozwalać sobie na zrywy i kładąc się codziennie spać, mieć przeświadczenie, że to był kolejny nieprzewidywalny i udany dzień. Na szampana nie starcza, ale co mi tam.

Wspierając dzieci, wspieram też siebie. Realizuję swoje pasje, rozwijam się. Chłopcy żyją inaczej niż rówieśnicy, to trochę dlatego, że mogę poświęcić im więcej czasu. Nie musimy czekać do weekendu, żeby jechać do lasu czy nad jezioro. Możemy to zrobić w każdej chwili. Na komputer czy tablet muszą czekać do weekendu, w tygodniu oglądają zazwyczaj jedną bajkę dziennie i to nie dlatego, że ja tak chcę. Oni po prostu nie mają na to czasu. Dzięki bajecznym terenom, wychodzimy z domu i często wracamy tuż przed kolacją. Nauczeni są samodzielnego organizowania sobie czasu i zazwyczaj nie ma z tym problemu. Wiedzą, że w każdej chwili mogą sięgnąć po plastelinę czy farby. Zamykają się w pokoju by budować z klocków czy układać puzzle i nigdy się nie nudzą. O ile wiele z tych rzeczy robimy razem, o tyle wiedzą też, że mnie bawienie się figurkami nie bawi i nie będę im w tym towarzyszyć – bo nie lubię i mam do tego prawo, tak samo jak oni do tego, by nie smakowało im coś co przygotuję na obiad. Szanujemy siebie nawzajem, dajemy sobie prawo do wyrażania niezadowolenia, ale uczymy się też wzajemnie kompromisów.

Nie mam idealnie wysprzątanego domu, czasami w zlewie zalegają jakieś naczynia, ale mam poczucie, że maksymalnie wykorzystuję swój czas w zgodzie ze sobą i z poczuciem, że i oni są zadowoleni. Nie panikuję gdy się uświnią, gdy skaczą z murków, czy rozpijają kolana. Gram z nimi w piłkę, chodzimy boso po trawie, kąpiemy się w jeziorze, wchodzimy w lesie między paprocie. Ktoś mi kiedyś powiedział, że to takie życie z dala od cywilizacji. Może? Nie pogardziłabym chatką w lesie, szukając nowego mieszkania, wiedziałam, że to nie może być blok i że musi być ogród. Ale nie alienuję się. Co jakiś czas wyjeżdżam gdzieś bez dzieci, spotykam się ze znajomymi, planuję sobie chwile tylko dla siebie. Dzieci są całym moim życiem, ale w tym życiu nie zamierzam zapominać też o sobie. Być może ułatwieniem jest to, że mnie zadowalają rzeczy małe, pomalowanie sobie paznokci, godzina w wannie, wyjście do ogrodu i gapienie się w niebo, gdy chłopcy już śpią. Zdecydowanie żyjemy wolniej, ale na pełnym przyśpieszeniu.

Macierzyństwo powinno być takie, jakim chcemy je widzieć, a nie jakie narzuca nam społeczeństwo. Tylko wtedy będziemy szczęśliwe, spełnione i nie będziemy narzekać, jaka to ciężka praca na ugorze.

Nie musimy robić obiadu z dwóch dań, tylko dlatego, że inni tak robią, nie musimy biegać na fitness, tylko dlatego, że inne mamy tego od nas oczekują, wreszcie nie musimy słuchać tych wszystkich “musisz, powinnaś, ale ja robię inaczej, ale podobno należy robić tak…”.

Zamknij oczy, bądź przez chwilę ślepa i głucha i samodzielnie odpowiedź sobie na pytanie – co Cię uszczęśliwia i po prostu zacznij to robić! Wymaga to odwagi, samozaparcia, ryzyka, ale dlaczego ma się nie udać? Wsłuchaj się w siebie, masz prawo do egoizmu, jesteś mamą, ale jesteś też wzorem do naśladowania. Tylko od Ciebie zależy, czy zaletą Twoich dzieci będzie perfekcjonizm, czy może spontaniczność. Czy będą wolały obcowanie z naturą, a może zachłysną się wielkim miastem. Czy zainteresują się weterynarią, czy wybiorą prawo. Jesteś drogowskazem, który ukierunkowuje te małe umysły, ale by być dobrym drogowskazem, Ty też musisz obrać najlepszą dla siebie drogę. Drogę, która na starość pozwoli Ci stwierdzić, że miałaś dobre, szczęśliwe i ciekawe życie, tylko dlatego, że sama o nie zadbałaś.

Macierzyństwo jest fajne, ale tylko wtedy, gdy słuchasz samej siebie, a nie zawierzasz ślepo wytycznym z poradników. Macierzyństwo jest pełne, gdy nie zapominasz, że oprócz matką, jesteś przede wszystkim kobietą. Więc bądź szczęśliwą kobietą i niech to nie będzie wyimaginowany luksus. Zacznij od małych kroków, by niepostrzeżenie dokonywać wielkich.

Już jesteś wielka, podjęłaś decyzję, wymagającą mnóstwa odwagi, pracy i zasobów emocji.Wygrałaś, ale niech to nie będzie wszystko, co osiągnęłaś. Pozwól sobie na jeszcze jeden krok, krok który będzie ukłonem, w kierunku siebie. Miej odwagę marzyć i podążać za marzeniami. Dzięki Tobie, przyszedł na świat mały człowiek, rośnie, uczy się, poznaje świat. Wiesz czemu to dowodzi?

Temu, że nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych. Bądźmy dumne, nie tylko z naszych dzieci, egoistycznie bądźmy dumne z samych siebie. Bycie mamą, to często ciężka, martwiąca, mozolna praca, ale żadna inna, nie zagwarantuje Ci takiej satysfakcji i emocji, jakie codziennie widzisz w oczach swojego dziecka. Spójrz w nie dziś – uważnie. Dostrzeżesz w nich cząstkę najbardziej idealną z możliwych, cząstkę siebie!

 

Komentarze