Fakty o rodzicielstwie- czego nie przeczytasz w poradnikach!

Zanim na świecie pojawi się dziecko, niektórzy przyszli rodzice sięgają po poradniki, mądre książki, czy porady z pierwszej ręki, które mają przybliżyć im to, co ich czeka. Chodzą do szkoły rodzenia, oglądają programy na TLC i pieczołowicie przygotowują się do jednej z najważniejszych ról w ich życiu. To na nic!

Jako matka z dwunastoletnim stażem mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że to wszystko to bulszit. Te wszystkie książki owszem zawierają pewne wskazówki, które być może okażą się przydatne, ale gwarantuje Wam, że w żadnej z nich nie znajdziecie najprawdziwszej prawdy o tym komedio-dramacie, który Was czeka.

Absolutnie żadna z nich nie powie Wam, że dziecko to skarbonka bez dna. Jeszcze zanim się urodzi- musi płacić podatki za ubranka, pieluchy i zabawki, oczywiście z Twoich pieniędzy, oraz co najdziwniejsze- trzeba się z nim dzielić wypłatą. Nikt nie uprzedza, iż są dzieci, które nie potrzebują do życia ani odrobiny snu i że lepiej by było, jeśli potencjalny rodzic, też tego snu nie wymaga. Nie informuje się, że wypluty przez dziecko pokarm (wprost na rodzica), potrafi dostać się w takie zakamarki rodzicielskiego ciała, że nawet trudno to sobie wyobrazić największym fetyszystom. Nie przeczytacie, że taki rodzic, to się staje chwilami intelektualnym planktonem: muczy, buczy, chrząka, a jak takie dziecko ma radość ogromną przy przypadkowym pierdnięciu, to  potrafi się nauczyć wypierdzieć melodię z teletubisiów. Nie ma ostrzeżeń, że gdy dziecko wreszcie zaśnie, to taki rodzic potrafi przez godzinę oglądać świnkę Peppe, zanim zorientuje się, że o czwartej rano mógł przecież zerknąć na telezakupy, albo wypić ciepłego kawiszona…pierwszego od roku. Okazuje się, że lubimy zimne posiłki, kawę bez mleka, a od dojadania po dziecku tyje się trzy razy szybciej. 

Na szczęście są też miło zaskakujące elementy rodzicielstwa. Nabywa się pewnych umiejętności, dzięki którym można zabłysnąć wśród innych rodziców, chociaż nie radzę chwalić się nimi wszystkimi przed nie-dzieciatymi (tym wypierdzeniem melodyjek zwłaszcza). Zostaje się saperem, który do perfekcji opanował odkładanie do łóżka bomby jaką jest definitywnie śpiące dziecko. Rośnie także poczucie humoru, oraz sprawność fizyczna, gdy staje się na głowie, w jednej ręce trzymając łyżeczkę z zupą, a stopą kaczuszkę piszczałkę- dzięki czemu dziecko zjada posiłek. Taki rodzic nabiera także przyśpieszenia z wiekiem dziecka, oraz nadnaturalnych mocy przewidywania, zwłaszcza przy łączeniu dwóch elementów np. toaleta + telefon, albo gniazdko +gwóźdź. Serio, to się łączy w głowie migiem. Achtung, nadchodzą kłopoty! Można “naumieć” się robić myszki z jajek i ośmiornicę z parówki, serio! Pokażcie mi singla, który słyszał o takich wynalazkach.  No i cukierki. Mega przydatna umiejętność, to potrafić zjeść cukierka przy dziecku, nie szeleszcząc przy tym papierkiem. 1000 skilsów do zajefajności.

Jest jeszcze jedna umiejętność, której nie da się tak jednoznacznie zaliczyć do tych dobrych, ani tych złych. Taki rodzic nabywa także wprawy jako notoryczny, ale i perfekcyjny kłamca. Nie pij z łyżeczką, bo wybijesz sobie oko (nawet fakt nie opisał takiego wypadku!), jedz kromki to urosną Ci piersi (serio! gdzie są moje okazałe meloniki?), nie bój się burzy, to aniołki grają w kręgle. Jak nie zjesz grochówki to przyjdzie po Ciebie baba jaga (czekam na nią ponad 30 lat i totalnie mnie olała). Kochanie, mamusia z tatusiem uprawiają tylko zapasy, mamusia krzyknęła, bo tatuś za mocno założył jej dźwignię. Mega perfekcyjne opanowanie łgarstwa i umiejętności wybrnięcia z absolutnie każdej sytuacji.

W ogóle to uważam, że taki rodzic, to powinien móc wykupić sobie specjalne ubezpieczenie, w momencie “nabycia” potomka. Ubezpieczenie od dziecka! Z racji obniżenia statusu społecznego- więcej wydajesz na dziecko, niż na siebie. Z racji zachwiań emocjonalnych, zaburzeń lękowych, niepokoju, wybuchów histerycznego śmiechu- ogólnie refundowane wizyty u psychiatry i dostawa relanium raz w miesiącu. Również z racji zagrożenia zdrowia i życia- np. spadanie ze schodów, po nadepnięciu na resorek, okaleczone przez komody małe palce- po nadepnięciu na klocka lego, konieczność wypędzania potworów z pod łóżka. Mega niebezpieczne. Od przytycia- z winy dziecka (bo albo jadło się za dwóch w ciąży, albo dojadało się po ciąży- co by się nie marnowało!, albo gdy jedynym pożywieniem matki staje się to, co poukrywane po kątach: na przykład wafle ryżowe, albo czekolada…moja ulubiona Nussbeisser, taka najprawdziwsza z orzechami. Waga leci w górę wprost proporcjonalnie, do ubywania pieniędzy z konta bankowego.

Ubywa znajomych, przybywa radości, okazuje się, że jesteśmy znieść niewyobrażalna ilość bólu, zmartwień, przejść triatlon z dzieckiem na rękach (jednej nocy), zrobić dwudaniowy obiad z trzech produktów, odpoczywać na stojąco w kolejce do kasy, albo na fotelu dentystycznym. Stajemy się robokopami wielozadaniowości, terminatorami walczącymi z niebezpieczeństwami, Kasią Ogórek w robieniu czegoś z niczego. I padamy na twarz i chwilami wpisujemy w wyszukiwarkę zapytanie o najbliższe okno życia, ale nie znam absolutnie żadnego rodzica, który by z tego wszystkiego zrezygnował. Rodzicielstwo to ciężka orka na ugorze, ale za to gwarancja niewyobrażalnej dumy przy codziennych zbiorach swoich plonów. Taka moja własna czekolada z okienkiem, w której często trafia się smakowity orzeszek 😉

 

Sklep oferuje rabaty na pierwsze zakupy, darmową dostawę powyżej 300 zł i czasowe promocje na określone produkty. Dostawa w 24h!

 

Komentarze