Jak to w matkę jogurtem rzucono.

Południe jak co dzień.
Matka bierze niemowlę na wyprawę pod tytułem “Odebrać starszaka ze szkoły”.
Jak co dzień idziemy pieszo w ramach codziennego spaceru.
Przykro mi bardzo,że to wzdłuż ruchliwej ulicy.
Zbaczamy trochę,do papierniczego,co by starszakowi specjalnie profilowane ołówki do szkoły zakupić,
bo z poprzednich pozostały ogryzki.
Matka przechodzi pod przejściem podziemnym i widzi.
Widzi Rumunkę wraz z dzieckiem na ręku.Właściwie na kolanie,bo Rumunka siedzi na posadzce.
Jak się po chwili okazuje,drugie dziecko jakieś 6 letnie biega z kubeczkiem między przechodniami.
Rumunka chwyta mnie za spodnie i gada coś ,zdolna jestem zrozumieć tylko “daj bo mam dwoje dzieci”.

Pierwsza myśl,też mam.
Druga myśl,nie daj się nabrać.
Trzecia myśl,czemu masz miękką dupę.

W kilku zdaniach.
Wiem dobrze na czym to żebractwo Rumuńskie polega.
Wiem,że w restauracjach czekają na te kobiety ich mężowie,a potem po całodziennej zbiórce odbierają je z różnych zakątków miast,mercedesami.Oby tylko,matka na motorach się zna,na autach nie bardzo,ale są też takie na “L”.
Wiem,że te żebrzące dzieci,to rzadko są dzieci biologiczne delikwentki.
Wiem,a jednak przykro się patrzy.

Oswobadzam się i idę.Idę dalej,do spożywczaka.
Matka wielce zamożna nie jest (ale kiedyś będę :),
więc kupuje trzy drożdżówki,kawiorek,trzy banany,
wodę mineralną i trzy jogurty (nie wiem co mnie podkusiło).
Wracam do delikwentki,która o dziwo w trzy sekundy stoi na nogach.
Dziecię już nie śpi.
Sięgam w zwolnionym tempie pod wózek.Przybiega sześciolatek.

-Nie dam Pani pieniędzy,ale może dzieci coś zjedzą.

Rumunka z kwaśną miną bierze ode mnie torbę a ja pośpiesznie odchodzę.
 Ożeszjapierdzielę powinnam już być pod szkołą.
I całe szczęście że przyśpieszyłam,bo strach pomyśleć w co bym tym jogurtem dostała,gdybym była bliżej.
I szczęście tej kobiety i dziecka jej czy nie jej,sześcioletniego,że dzieci przemocy nie uczę,
bo ja bym w łeb palnęła i jedno i drugie,to by im się te groszówki po całym podziemiu rozsypały.
Cholery jedne.
W udo dostałam. Ała,cholera – zabolało.
Szczęście takie,że jogurt pękł przy upadku na posadzę a nie w zderzeniu z moimi jasnymi jeansami.Chyba bym ich na kopach  stamtąd przegoniła.
Jogurtów mi się zachciało.Choć w sumie szczęście,że mnie tą mineralną nie walnęli.
Koniec.
Wiem,że się jedną miarą nie mierzy,ale już żaden Rumun,na moje miękkie serce liczyć nie może.
Nie ma,koniec.Basta !
Życia nie będę narażać,żeby zbawić świat.

P.S. Jak by to wyglądało w nekrologu
“Zginęła śmiercią tragiczną,potrącona jogurtem w geście dobrej woli” ?

pozdrawiam
L.

Komentarze

4 thoughts on “Jak to w matkę jogurtem rzucono.

  1. Mi też się zdarzyło… dostać bułką, którą kupiłam żebrającemu dziecku :/ Smutne, że dorośli wykorzystują dzieci do swoich materialnych celów 🙁

  2. Rumun Rumunem ale nasze rodzime biedaki/pijaki też gardzą jedzeniem, mimo że chwilę wcześniej żebrali/prosili o drobne na artykuły spożywcze. Zdarzają się także “prawdziwi” potrzebujący, którzy za suchą bułkę dziękują z pocałowaniem ręki. Ja nikomu nie daję jedzeniaczy pieniędzy hdy prosi na ulocy. Pomagam jedynie w czasie zbiórek u mnie w pracy na konkretne rodziny, które znam.

  3. Co gorsza te małe dzieci noszone na rękach są zazwyczaj pod wpływem alkoholu lub narkotyków, żeby spały cały dzień 🙁 Żadne pieniądze im się nie należą a interwencja policyjna raczej.

  4. Coz i ja historie te znam a kiedy ja chcialam zakupy zrobic uslyszalam “Wdupie mam ten Twoj chleb”…coz Rumun wsparcia ode mnie od tamtej pory nie uwidzial i nie uwidzi!

Dodaj komentarz