Długo zastanawiałam się jak podjąć temat kwarantanny i czasu, w którym przyszło nam żyć. Nie oszukujmy się, mało kto dopuszczał do siebie myśl, że może nam się przydarzyć coś takiego. Prędzej spodziewałabym się niepokalanego poczęcia po grzybobraniu, niż niemożliwości zrobienia zakupów w biedronce. Ja rozumiem, że może zabraknąć alkoholu na półce w markecie, ale żeby w sklepach nie było mąki? Skupmy się zatem, na pozytywach czasu, który jest istnym rajem dla introwertyków i dla mnie.
Okazało się, że moja życiowa dewiza, aby odróżniać rzeczy ważne, od pilnych musi zostać zastosowana bardziej intensywnie. Postanowiłam zrobić sobie rozeznanie, co jeszcze mogłabym zmienić, żeby mi się łatwiej żyło, w tym ciężkim czasie. Na szczycie listy były zakupy w markecie. Wam powiem, że jak ktoś idzie do tych czeluści piekielnych raz na tydzień, to jedyna zmiana, może polegać na pójściu tam raz na dwa tygodnie, bo po tym czasie lodówka zaczyna żebrać o jakikolwiek wkład do chłodzenia. Pomijam żebrujące o jedzenie dzieci, które do tej pory żyły na dwóch bułkach w szkole, a teraz domagają się jedzenia ciągle. Na początku nie podejrzewałam, że jedzą z nudów, ale gdy to do mnie dotarło nie mogłam wręcz uwierzyć, że izolacja uwypukli u nich moje geny i przyzwyczajenia. Drugą rzeczą jaką zrobiłam, było zabunkrowanie w innych miejscach moich zapasów czekolady.
Wiem też, że absolutnie nie posiadam żadnych, najmniejszych nawet zdolności pedagogicznych. Moje nauczanie dzieci mogłoby wyglądać dokładnie tak, jak na tych filmikach, gdzie tata chińczyk za każdy błąd w lekcjach wali nabierką w garnek, umieszczony na głowie dziecka. Nie potrafię, muszę się bardzo postarać, żeby nie przegryźć starszakowi aorty podczas tłumaczenia mu rzeczy, o których sama dawno zapomniałam, a przecież muszę mu tłumaczyć tak, żeby nie zrobić z siebie głupka. Miło wspominam jedną lekcję z biologi, gdy omawiałam z nim związki antagonistyczne- podrozdział pasożyty. Nie rozumiem, dlaczego się na mnie obraził, gdy mu wytłumaczyłam sposób żerowania pasożyta na żywicielu, jako jego żerowanie na mnie, ale jestem pewna, że zrozumiał, bo nawet dostał 5 z tematu. Na pewno to zapamięta i pasożyt nie będzie mu się kojarzył ani z jemiołą, ani z tasiemcem. Natomiast całkowitą porażką była lekcja chemii o alkoholach…Ja mam 38 lat, naprawdę mogłam pomylić rozpisywanie wzorów alkoholi z rozlewaniem. Aż dziwne, że nauczyciele potrafią poprowadzić ten temat bez butelki wina pod biurkiem. Ja nie potrafiłam, musieliśmy skończyć przed czasem. To były moje godziny dyrektorskie 🙂
Polubiłam sprzątanie. Lubiłam je coraz bardziej, za każdym razem gdy brzęczał mi dźwięk wiadomości w dzienniku elektronicznym. Opętało mnie do tego stopnia, że wymieniłam i skręciłam meble w całym domu, poukładałam kolorami ciuchy w szafie (to nie było trudne, jak się ma 90% czarnych ciuchów, ale heloł- one też mają odcienie), nawet miałam umyte okna na święta, nie dla Jezusa, ale w obawie przed sanepidem. Intencje miałam dobre.
Okazało się, też że nie wszystko muszę pomacać, zanim wezmę do domu 🙂 Nie, nie nie chodzi o założenie profilu na Tinderze, ze zdjęciem w maseczce i opisem “Let’s play the game”, te kilka tygodni tak mi wyprało głowę, że nikt nie uwierzy, że zamiast urody, chcę zaproponować intelekt. Zresztą randkowanie w czasie izolacji jest ryzykowne, bo taka zamroczona codziennością kobieta, może wykazać się brakiem refleksu i nie zrozumieć, co delikwent miał na myśli mówiąc, że “zrobię z ciebie na zawsze, moją osobistą królową w koronie”. Nauczyłam się robić zakupy przez internet. Oczywiście do tej pory zamawiałam różne rzeczy, ale unikałam kupowania ubrać, kolorowych kosmetyków, czy butów. Ileż ja okazji zmarnowałam, na zakupowe poprawienie sobie humoru?
cdn.