Kwarantanna w moim stylu- part 1

Długo zastanawiałam się jak podjąć temat kwarantanny i czasu, w którym przyszło nam żyć. Nie oszukujmy się, mało kto dopuszczał do siebie myśl, że może nam się przydarzyć coś takiego. Prędzej spodziewałabym się niepokalanego poczęcia po grzybobraniu, niż niemożliwości zrobienia zakupów w biedronce. Ja rozumiem, że może zabraknąć alkoholu na półce w markecie, ale żeby w sklepach nie było mąki? Skupmy się zatem, na pozytywach czasu, który jest istnym rajem dla introwertyków i dla mnie. 

Okazało się, że moja życiowa dewiza, aby odróżniać rzeczy ważne, od pilnych musi zostać zastosowana bardziej intensywnie. Postanowiłam zrobić sobie rozeznanie, co jeszcze mogłabym zmienić, żeby mi się łatwiej żyło, w tym ciężkim czasie. Na szczycie listy były zakupy w markecie. Wam powiem, że jak ktoś idzie do tych czeluści piekielnych raz na tydzień, to jedyna zmiana, może polegać na pójściu tam raz na dwa tygodnie, bo po tym czasie lodówka zaczyna żebrać o jakikolwiek wkład do chłodzenia. Pomijam żebrujące o jedzenie dzieci, które do tej pory żyły na dwóch bułkach w szkole, a teraz domagają się jedzenia ciągle. Na początku nie podejrzewałam, że jedzą z nudów, ale gdy to do mnie dotarło nie mogłam wręcz uwierzyć, że izolacja uwypukli u nich moje geny i przyzwyczajenia. Drugą rzeczą jaką zrobiłam, było zabunkrowanie w innych miejscach moich zapasów czekolady.

Do tej pory przed obiadem w domu, gnomy chwytały jabłko, teraz okazało się, że starszak rozsypuje paczkę płatków na trzy razy, zjada 9 naleśników i popycha je dwoma jogurtami. Ten fakt pozwolił mi zrozumieć, dlaczego ludzie robią takie zapasy papieru toaletowego. Tak, też mnie to zaskoczyło! Junior zaczął żywo interesować się gotowaniem, w efekcie przygotowując dość pieczołowicie potrawy, których w rezultacie nikt nie chce jeść. To na pewno zasługa dziwnego doboru składników, a nie złych intencji. Do prawdy mogłam pochwalić pizzę z jabłkiem i marchewką, mogłam przełknąć sałatkę jarzynową z musztardy i ziemniaka, ale chociaż nie wiem jak bardzo kochacie swoje dzieci, to jajko z dżemem sobie odpuście dla własnego dobra. Chyba, że też macie zapasy papieru.

Wiem też, że absolutnie nie posiadam żadnych, najmniejszych nawet zdolności pedagogicznych. Moje nauczanie dzieci mogłoby wyglądać dokładnie tak, jak na tych filmikach, gdzie tata chińczyk za każdy błąd w lekcjach wali nabierką w garnek, umieszczony na głowie dziecka. Nie potrafię, muszę się bardzo postarać, żeby nie przegryźć starszakowi aorty podczas tłumaczenia mu rzeczy, o których sama dawno zapomniałam, a przecież muszę mu tłumaczyć tak, żeby nie zrobić z siebie głupka. Miło wspominam jedną lekcję z biologi, gdy omawiałam z nim związki antagonistyczne- podrozdział pasożyty. Nie rozumiem, dlaczego się na mnie obraził, gdy mu wytłumaczyłam sposób żerowania pasożyta na żywicielu, jako jego żerowanie na mnie, ale jestem pewna, że zrozumiał, bo nawet dostał 5 z tematu. Na  pewno to zapamięta i pasożyt nie będzie mu się kojarzył ani z jemiołą, ani z tasiemcem. Natomiast całkowitą porażką była lekcja chemii o alkoholach…Ja mam 38 lat, naprawdę mogłam pomylić rozpisywanie wzorów alkoholi z rozlewaniem. Aż dziwne, że nauczyciele potrafią  poprowadzić ten temat bez butelki wina pod biurkiem. Ja nie potrafiłam, musieliśmy skończyć przed czasem. To były moje godziny dyrektorskie 🙂

Natomiast starszak poczynił postępy, nie dlatego, że ma wspieraną przez google i wino zmotywowaną matkę, ale dlatego że ma matkę mało poważną. Dlaczego dostał 5 z fizyki, za temat “cień i półcień”? bo jak zaczęliśmy robić cienie i półcienie na ścianie, to nam czasu na odrobienie lekcji juniora już nie starczyło. Nie dlatego, że wciągnęliśmy się puszczanie zajączków, żyraf i ptaszków, a dlatego, że te zajączki to nam zahaczyły o tematy z WDŻetu, junior zadawał za dużo pytań,  ja popuściłam ze śmiechu, a starszak postanowił migiem opanować temat, żeby mieć z głowy zaliczenie. Nie umiem mu za to pomóc z niemieckiego, bo mój zasób słów w tym języku, ogranicza się do słów słyszanych w filmach dla dorosłych. No mówię, żaden ze mnie pedagog.

Polubiłam sprzątanie. Lubiłam je coraz bardziej, za każdym razem gdy brzęczał mi dźwięk wiadomości w dzienniku elektronicznym. Opętało mnie do tego stopnia, że wymieniłam i skręciłam meble w całym domu, poukładałam kolorami ciuchy w szafie (to nie było trudne, jak się ma 90% czarnych ciuchów, ale heloł- one też mają odcienie), nawet miałam umyte okna na święta, nie dla Jezusa, ale w obawie przed sanepidem. Intencje miałam dobre.

Okazało się, też że nie wszystko muszę pomacać, zanim wezmę do domu 🙂 Nie, nie nie chodzi o założenie profilu na  Tinderze, ze zdjęciem w maseczce i opisem “Let’s play the game”, te kilka tygodni tak mi wyprało głowę, że nikt nie uwierzy, że zamiast urody, chcę zaproponować intelekt. Zresztą randkowanie w czasie izolacji jest ryzykowne, bo taka zamroczona codziennością kobieta, może wykazać się brakiem refleksu i nie zrozumieć, co delikwent miał na myśli mówiąc, że “zrobię z ciebie na zawsze, moją osobistą królową w koronie”. Nauczyłam się robić zakupy przez internet. Oczywiście do tej pory zamawiałam różne rzeczy, ale unikałam kupowania ubrać, kolorowych kosmetyków, czy butów. Ileż ja okazji zmarnowałam, na zakupowe poprawienie sobie humoru? 

Zaczęło się od tego, że nie przewidziałam iż moje dziecko, po pierwsze rośnie (heloł), po drugie, że skończyła się zima, a więc średnio będą wyglądać zimowe buty do krótkich spodni, gdy wyjdziemy na spacer. Trzeba kupić buty, tylko jak i gdzie, jak wszystko pozamykane? Logicznie myślący człowiek pomyślał, że w internecie, ja pomyślałam, że bez macania i przymierzania się nie da! Izolacja dziecka od rówieśników poczyniła spustoszenie i w dziecka mózgu, więc musiałam zrobić wszystko, by mógł wyjść. Brałam pod uwagę poczynienie różnych wycięć w zimówkach, ale tak mocno przykleili ten kożucha do wnętrza buta, że pomysł upadł dość szybko.  Z pomocą przyszły mi fantastyczne dziewczyny z  TuptajTu. Poinstruowały, jak zmierzysz długość i szerokość stopy, na co zwrócić uwagę przy kupowaniu obuwia, a przede wszystkim doradziły jakie buty będą idealne dla parkour’owca, którym aktualnie jest junior. Tym sposobem przybyły do niego Sneakersy Primigi, które są szyte i wyprofilowane na miarę gnomiej stopy, idealne sprawdzają się do wszelkiego rodzaju biegów, wspinania i skakania, bo uwaga! elastyczna podeszwa wykona jest w technologi Soles by Michelin (tak, przez tych od opon). Minus jest taki, że sobie nie mogłam popatrzeć na kuriera, bo zostawił paczkę na wycieraczce i nie dał mi powodów, żeby uczesać włosy. Za to junior poinformował babcię, że ma buty z opon i on już może nie wracać do szkoły, bo oto kariera wyczynowego skoczka stoi przed nim otworem…a później zaklinował stopę między gałęziami drzewa i jedyne co mogę powiedzieć, to że ciężko wzywa się pomoc, gdy dziecko zwisa jak małpa z drzewa, pod nim jest rzeka, a matka wyznaje zasadę, podniosę Cię jak tylko przestanę się śmiać :)))

cdn.

 

Komentarze