Nicość

 

Trzymała jego twarz w dłoniach, patrzyła na jego błyszczące oczy i nie potrafiła zrozumieć dlaczego życie jest takie przewrotne. Patrzyli na siebie z taką ufnością, z takim pożądaniem i zrozumieniem, a jednak nie mogli być tylko dla siebie.

Byli blisko, tak blisko, że tylko skóra uniemożliwiała im połączenie się w jedność. Idealna harmonia. Te same myśli, te same wartości, te same pragnienia. Zdawali sobie z tego sprawę i oboje starali się nie patrzeć w przeszłość. Żyli chwilą. Ukradzionymi w ciągu dnia i nocy minutami, gdzie chowając się przed całym światem – mogli być tylko dla siebie. Ta fascynacja, to zrozumienie, to nienazwane uczucie było niezrozumiałe dla otoczenia. Oni tez niewiele z tego rozumieli, ale nie było siły, która zmusiła by ich do rezygnacji z tych chwil. Tęsknili za każdym razem, gdy nie byli obok siebie. Wymieniali się strzępkami informacji o swoim codziennym życiu, czekając na moment, gdy znów poczują swoje oddechy.

Byli dla siebie wsparciem. Takim ludzkim, czystym zrozumieniem. Oboje zagubieni, odnajdowali się tylko w tych krótkich chwilach, gdy każde z nich mogło położyć głowę na ramieniu drugiego i powiedzieć, jak jest mu źle. Nie zatracali się jednak w swoich smutkach, bo obecność tej drugiej osoby działała kojąco. To był bańka, azyl, która na chwilę odrywała ich od niespełnionych oczekiwań.

Czekali na sposobność, by usiąść, napić się kawy i zapalić wspólnie papierosa. Na chwilę, gdy bezkarnie mogli wymieniać się spojrzeniami i spijać słowa, ze swoich ust. Dawali z siebie wszystko, bo wiedzieli, że czas płynie nieubłaganie. Czas działał na niekorzyść. Nerwowe spoglądanie na zegarek, było utrapieniem. Przecież wiedzieli, że będą za chwilę musieli się pożegnać i każde z nich będzie musiało wrócić do rzeczywistości. Nie lubili jej. Była równie niezrozumiała, co to niepisane porozumienie między nimi.

Niczym dwa filary wspierające most, most  prowadzący w nieznane, ale na pewno nie ku przyszłości. Tego byli pewni. Nic ich nie czeka, nie ma nic przed nimi, nigdy nie doznają tej najgłębszej namiętności, jaką jest spanie obok drugiej osoby. Ten luksus był poza ich zasięgiem. Byli dla siebie, ale nie mogli być przyszłością. Nie mogli dzielić ze sobą ani snów, ani marzeń, ani nawet czasu, poza tym ukradzionym. I trwali…trwali niezmiennie w tej przestrzeni życia, która zadawała więcej pytań niż dawała odpowiedzi. Liczyło się tu i teraz, bo tylko to mieli na pewno. Nawet nie potrafili się zdefiniować. Nie potrzebowali definicji, potrzebowali siebie, a jednak siebie mieć nie mogli. Nie na zawsze. Płynęli więc z nurtem tej bezimiennej rzeki, czerpiąc z niej siłę na każdy kolejny dzień. Żyli w błogiej nieświadomości, bo żadne z nich nie wiedziało, co będzie jutro…tak jak by jutra miało nie być.

Mieli tylko swoją własną nicość, a tak się nie da żyć na dłuższą metę…nie da się wstrzymać oddechu i nie wiedzieć, kiedy znów będzie można zaczerpnąć powietrza.

 

Komentarze

12 thoughts on “Nicość

    1. Nie wiem ! Bo nie może trwać inaczej, bo ktoś nie ma jaj, by to zmienić? Może komuś jest wygodnie, albo wystarczy mu takie wypełnienie pustki ? Nie będzie trwać wiecznie, bo prędzej czy później pojawi się ktoś trzeci na tej drodze…zapewne. Usprawiedliwień sytuacji jest pewnie tyle ile ludzi w nim tkwiącej.

      1. “Oni tez niewiele z tego rozumieli, ale nie było siły, która zmusiła by
        ich do rezygnacji z tych chwil. Tęsknili za każdym razem, gdy nie byli
        obok siebie.”

  1. fenomenalnie to przedstawiłaś:-) niektórzy mają talent by przelać na papier, ubrać słowa coś czego inni nie potrafią nazwać:-)

Dodaj komentarz