Zawsze powtarzano mi w domu, że lepsza jest najgorsza prawda, niż najpiękniejsze kłamstwo. Myślę więc, że wypada zacząć od zadania sobie samemu pytania: dlaczego kłamiemy? Kłamstwo bywa mechanizmem obronnym, wynika z tajemnicy, z obawy, lęku, lub przyzwyczajenia. Bywają sytuacje, gdy kłamstwo jest najlepszym możliwym rozwiązaniem (np. w obliczu choroby), jednak czy można usprawiedliwić każde kłamstwo? Czy można kłamać w dobrej wierze? Czy wynika z niego coś dobrego? I wreszcie, czy kłamstwo w związku zawsze musi doprowadzić, do końca tego związku? Czy kłamstwo można wybaczyć?
Pewnie można. Ja jestem z tych, które nie potrafią, bo dla mnie kłamstwo w związku zawsze było policzkiem wymierzonym z premedytacją. Oczywiście zdarzały mi się sytuacje, gdy wybaczałam, raz, drugi, trzeci…mimo wszystko jednak czekałam na to kłamstwo ostateczne, które przeleje szalę definitywnie, to jednak świadomie godziłam się tkwić w tym kłamstwie. Ale ja mam ciężki charakter i zatrzaskuję za sobą drzwi. Jednak wydaje mi się, że zdobyte przeze mnie życiowe doświadczenia nauczyły mnie żyć po kłamstwie i radzić sobie z nim tak, by po odchorowaniu, nie wpływało na moje dalsze życie. By mnie nie prześladowało i by podchodzić z czasem do niego z moim wypracowanym dystansem. A wiecie, że akurat dystans do siebie i życia mam ogromny, czyli na przykład: jak mi mąż przyprawił rogi, to sobie wytatuowałam jelenia na klatce piersiowej 🙂
Niewątpliwie odkrycie kłamstwa jest rzeczą traumatyczną, szczególnie jeśli wymierza je w nas osoba, której ufamy. Niezależnie od tego, czy kłamstwo dotyczy spraw błahych (chociaż osobiście tym bardziej nie rozumiem, po co kłamać) zdrady, tuszowania różnych sytuacji, ukrywaniu prawdy dotyczącej pieniędzy, czy zdrowia, to kluczową rzeczą jest zrozumieć co tak naprawdę przeżywamy. To, że okłamała nas bliska nas osoba, a może fakt czego to kłamstwo dotyczy? Przemilczenie prawdy, to też kłamstwo. Niezwykle ważne jest nazwanie naszych emocji. Czy jest to zawiedzenie partnerem, poczucie niemocy, bolesny cios, a może po prostu coś, czego się spodziewaliśmy i to jest właśnie ten moment, na który być może nie byliśmy do końca przygotowani.
Gdy już owe kłamstwo ujrzy światło dzienne, pojawia się w nas pytanie: co dalej? Odejść, czy zostać? Zostać przy tym, co stare i dobrze znane, czy rozpocząć nowy etap w życiu? Od niewielkiego zatajenia prawdy do wielkiej zdrady- kłamstwo nie ważne czy jednorazowe, czy powtarzane wielokrotnie, może poważnie zachwiać stabilizacją związku, albo wprost przeciwnie- stać się jego integralną częścią. Może prowadzić do rozstania, może popchnąć do zemsty, może wpędzić w depresję i inne problemy, które ciągną się później latami. Zatem warto umieć sobie z kłamstwem radzić.
Zawsze staram się poruszać temat, na własnym przykładzie, a mogłabym tych sytuacji wypisać pewnie kilka tomów. Skupmy się jednak na tych kłamstwach, które w jakiś sposób mnie ukształtowały. Tak jak wspomniałam na początku, mam taki charakter, że nie wybaczam, zatrzaskuję za sobą drzwi i palę mosty. Dotyczyło to i moich zawodów na przyjaciołach, jak i partnerach. Nie jest to dobre rozwiązanie, bo wiem, że być może kilka razy nie pozwoliłam dojść drugiej stronie do głosu, ale dla mnie tłumaczenie kłamstwa nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się fakt jego popełnienia, tym bardziej, że to kłamstwo zaważało na moim dotychczasowym życiu.
I tak jak potrafiłam przełknąć zdradę, tak niestety nie potrafiłam wybaczyć całej otoczki kłamstwa, która jej towarzyszyła. Kiedy zeszłam się po pierwszym rozstaniu z ojcem starszaka, zdałam sobie sprawę, że to pierdyknie prędzej, czy później. Wszystko było po tym powrocie dobrze, bo już wspominałam, że nie mogę powiedzieć złego słowa o tym człowieku, poza jednym kontekstem przez który się rozstaliśmy. Jednak żyjąc, jako normalna szczęśliwa rodzina wiedziałam, że na bank wydarzy się coś, co pozwoli mi podjąć ostateczną decyzję o rozstaniu. I uwaga: trwało to prawie trzy lata . Czy byłam na to gotowa?- psychicznie tak, ale sam moment był dla mnie zaskoczeniem. My się rozstaliśmy bardzo kulturalnie, znaczy podałam rękę na pożegnanie, podziękowałam za dotychczasowe lata życia, za cudownego syna i za to, jak się w tym związku rozwinęłam i jakiej pewności siebie nabyłam. Przede wszystkim byłam wdzięczna za to, że ten związek otworzył przede mną świat i dał mi życie jakiego chciałam. Obyło się bez krzyku, wyrzucania sobie brudów, rękoczynów i mówienia jaki ten związek był beznadziejny- bo nie był…po czym wsiadłam do samolotu i przemierzając kilkaset kilometrów wróciłam do domu. Nie było krzyku, załamania, poczucia skrzywdzenia, czy wielkiego zaskoczenia. Nikt mi nie zniszczył życia, nie zostawił mnie samej z dzieckiem, nie czułam się skrzywdzona. Po prostu taka była kolej rzeczy, to była moja decyzja przez lata kolekcjonowania naprawdę niewinnych kłamstw, w temacie doprowadzającym do naszego rozstania- to musiało się tak skończyć. Gdy po latach rozmawialiśmy, oboje doszliśmy do wniosku, że on nie dorósł, do bycia ojcem, a ja byłam młoda i zawsze stawiałam na swoim. Jak mówię, że koniec, to koniec. No mercy! Czy gdybyśmy wtedy byli starsi i mieli obecny stosunek do życia w głowie, to przetrwali byśmy tamten kryzys? Być może tak! Mamy dobry kontakt do dziś, mój syn ma wspaniały kontakt z ojcem i uważam, że oboje zrobiliśmy wszystko by nasze stosunki były poprawne nie tylko dla wspólnego dziecka, ale i przez wzajemny szacunek do siebie. Trochę to trwało, bo oczywiście nie zawsze było kolorowo, ale ostatecznie udało się.
W przypadku ojca Juniora to był już zupełnie inny temat. Z perspektywy czasu, już sam ślub był jednym, wielkim prankiem. Serio, jak sobie po latach gdzieś tam w rozmowach z przyjaciółką analizowałam ten niewypał, to aż mnie wstrząsnęło, że zignorowałam wszystkie sygnały ostrzegawcze. Ja trzeźwo myśląca, w miarę 🙂 rozsądna, nauczona przez życie kierowania się rozumem dałam się wkręcić w największy żart mojego życia. Tu kłamstwa były dokonywane z premedytacją i miałam poczucie, że są wymierzone we mnie celowo. Wiecie, to tak jak się jest na ringu i po prostu wiesz, że za chwilę padnie kolejny cios, i kolejny, jeszcze jeden i totalnie się nie spodziewasz, z której strony padnie. Nie było pola manewru nawet do zachowania kultury rozstania, do zachowania pozorów, do rozmowy, do zrobienia czegokolwiek z myślą o dobru dziecka. Tu nie tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi, spaliłam mosty, ale jeszcze emocjonalnie, życiowo i prawnie postawiłam wielki mur, który ma nas chronić. I też zaczęło się od niewinnego kłamstwa, a skończyło na leczeniu traumy u dzieci.
I nie chodzi o to, że kłamstwo jest gorsze i lepsze, że stawia się je na szali i ocenia, które ma większy ciężar, chodzi głównie o jego cel i to jaki wpływ ma na nasze życie. A to niewinne zatajenie prawdy, z czasem może urosnąć do ogromnej traumy, w którym jedynym ratunkiem może być terapia. Kłamstwa ciągną się za ludźmi latami i niestety nie każdy jest na tyle silny psychicznie, by nie wpływały na jego dalsze życie. To dotyczy obu stron, zarówno tej okłamywanej, jak i kłamiącej.
Na przykład zupełnie inaczej było w sytuacji gdzie godziłam się na bycie w relacji (relacji, nie związku- bo jednak związek wymaga zaufania), który hmmm była jednym wielkim kłamstwem, piękną mistyfikacją związku, wyimaginowaną, całkiem przyjemną bańką, z mnóstwem iluzji, tęczy i jednorożców nucących najpiękniejsze rockowe ballady. Różnica polega na tym, że ja się na to zgodziłam świadomie. Tu kłamstwo posypywało się brokatem, dawało złudne uczucia bycia, malowało najpiękniejsze i najbardziej pożądane emocje. To był świat stworzony za obopólną zgodą i każda ze stron zdawała sobie sprawę z zakłamania, w którym żyje. To był wybór świadomy, więc gdyby nie te wszystkie kłamstwa, nie było by świata, który sobie na tamten moment stworzyliśmy. Jednak życie w kłamstwie, nawet świadomym, nie jest życiem jakie chcielibyśmy mieć. W którymś momencie musi wydarzyć się coś, co tą bańkę po prostu przekłuje.
Najważniejsze jest więc to, aby zdefiniować czy boli nas samo kłamstwo, czy to czego kłamstwo dotyczy, do czego prowadzi, oraz umieć samemu rozstrzygnąć wagę i konsekwencje takiego kłamstwa. Każdy z nas ma inną wrażliwość, inne wartości i inną twardość…Wszystkie powyższe kłamstwa, wspominam już bez sentymentu, kuper mam tak twardy, że można by nim rozgniatać orzechy 🙂 a jak ta kwarantanna potrwa dłużej, to może i arbuzy 🙂
Lisa Letessier napisała fantastyczny poradnik Kłamstwo w związku. Odejść czy zostać? Książka ta dedykowana jest zarówno osobom okłamywanym, jak i kłamiącym! Macie tu opisane prawdziwe, z życia wzięte historie, w których tematem przewodnim jest oczywiście kłamstwo. Historie te są analizowane pod tym kątem, rozkładane na czynniki pierwsze. Autorka przybliża zarówno źródła, jak i konsekwencje kłamstw (także te długofalowe) zarówno błahych, bezpośrednich, jak i ukrytych, oraz pokazuje jak postępować, aby uczyć się lepiej radzić sobie ze strachem przed kłamstwem partnera lub! własną skłonnością do oszukiwania. Znajdziecie tu analizę psychologiczną mechanizmów jakimi kieruje się kłamstwo w związku, oraz informację jak reaguje zarówno strona okłamywana, jak i kłamiąca. Co ważne, znajdziecie w niej również różne ćwiczenia, pomagające radzić sobie z kłamstwem, oraz jego konsekwencjami. Są też ćwiczenia, które pomogą Ci polepszyć relacje w związku, poradzić sobie z konsekwencjami okłamywania w związku, lub jeśli to konieczne z jego zakończeniem.
W księgarni taniaksiazka.pl znajdziecie również inne ciekawe książki psychologiczne, w dziale poradniki.