Na prośbę głównie czytelników z poza granic naszego kraju, artykuł, który ukazał się w listopadowym Świecie Kobiety.
Magdalena Mrozek (32 l.) z Wągrowca została z dwójką dzieci, bez środków do życia. Pomoc przyszła z najmniej spodziewanej strony – z internetu.
Nic nie zapowiadało tragedii – uśmiecha się smutno Magda – przez pięć lat żyłam w mydlanej bańce, przekonana, że obok siebie mam kochającego, odpowiedzialnego mężczyznę. Mój partner stale zapewniał mnie o swoim przywiązaniu i o tym jak bardzo mnie kocha. Ze wzruszeniem patrzyłam, jak zaprzyjaźnia się z moim synem z poprzedniego związku. Wzięliśmy ślub. Wynajęliśmy ładne mieszkanie w Poznaniu. Kiedy na świecie pojawił się nasz wspólny syn- Olaf zrezygnowałam z pracy. Mąż zajął się utrzymywaniem rodziny, ja zaś wychowywaniem dzieci i prowadzeniem domu. Zaczęłam również pisać bloga mam, licząc, że kiedyś będzie on źródłem mojego utrzymania. Dwa lata po ślubie mój mąż awansował, zaczął często wyjeżdżać na kursy i szkolenia. Cieszyłam się, że się rozwija i do głowy nie przyszło mi, że kryje się za tym coś więcej.
W minione Walentynki wrócił z kolejnej delegacji i nie podarował mi jak zwykle bukietu róż, tylko oznajmił, że się zakochał w kimś innym. Zamknął za sobą drzwi, po prostu nas zostawił. Nie było czego sklejać. Moje szczęście pękło jak bańka mydlana. Zastanawiałam się, co mam powiedzieć dzieciom, rodzicom, znajomym, czy choćby czytelnikom mojego bloga, na którym do tej pory opisywałam swój szczęśliwy,poukładany świat. Starałam się trzymać ze względu na dzieci, żeby nie straciły poczucia bezpieczeństwa. W internecie także udawałam, że wszystko jest ok, ale mam bardzo empatycznych czytelników, którzy szybko zauważyli po treści moich wpisów, że coś się w moim życiu zmieniło. Przyszłość nie jawiła się różowo, bezrobotna, samotna matka z dwójką małych dzieci w wynajętym mieszkaniu. Nieopłacone rachunki rosły.
Któregoś razu rano otworzyłam lodówkę i …było w niej pusto. Podobnie jak w moim portfelu. I akurat wtedy zadzwoniła do mnie Marta ze Słubic, którą znałam z blogowego świata. Okazało się, że następnego dnia będzie w Poznaniu i bardzo chce się ze mną spotkać. Nie byłam jeszcze chętna do zwierzeń, ale Marta w trakcie rozmowy, potrafiła wyciągnąć co mnie gryzie. A następnego dnia pojawiła się u mnie z wielkimi zakupami! Soki, przeciery, weki, herbata, cukier, mąka – to były zapasy na cały miesiąc. Czułam się niezręcznie, ale Marta przekonała mnie, że muszę przełamać się otworzyć na innych ludzi. Tak też zrobiłam.
Zaczęłam mówić i pisać wprost o trudnościach, swoich potrzebach, przestałam się wstydzić i obwiniać, że znowu coś mi w życiu nie wyszło. Wsparcie jakie otrzymałam i ciągle otrzymuję praktycznie od obcych ludzi z wirtualnego świata przerosło moje oczekiwania. Zawsze mam z kim pogadać gdy tego potrzebuję ” dasz radę, jesteś silna, pamiętaj, że masz dzieci, po deszczu zawsze wychodzi słońce, tylko się nie poddawaj – piszą moi wirtualni znajomi.Wiem, może się wydać, że to banały, ale w mojej sytuacji każde dobre słów dodawało otuchy, wiary i energii. Poczułam, że wcale nie jestem samotna. Świadomość, że tylu ludzi interesuje się moim losem, pozwoliła mi spojrzeć na wszystko z dystansem i psychicznie stanąć na nogi.
Ludzie udzielają mi też konkretnych fachowych porad, np. ostatnio dowiedziałam się jakie świadczenia przysługują mi na dzieci. Kilka dziewcząt zaoferowało mi też zlecenia na pisanie blogowych postów, miałam więc pieniądze na bieżące rachunki. Niedawno jedna z moich czytelniczek przesłała mi ubranka dla moich dzieci.
Wrociłam do rodzinnego miasta.
Udało mi się wynająć mały domek do generalnego remontu i znowu internetowi znajomi mi pomogli. Ktoś podarował mi farbę, ktoś inny zadeklarował pomoc przy cięższych pracach. Niedawno przyjechała do mnie Marta z bagażnikiem wypełnionym najpilniejszym sprzętem potrzebnym do remontu.
Mówi się, że przyjaźnie z wirtualnego świata są powierzchowne. To nieprawda! Dzięki nim przetrwałam najtrudniejszy czas w życiu! Dziś śpię spokojnie, bo wiem, że choć porozrzucani po całej Polsce,są blisko mnie ludzie, którzy pomogą mi znaleźć sposób na kłopoty. A Marta? To już nie jest znajoma z internetu, ale przyjaciółka, mój prawdziwy anioł stróż…
Bo prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie
aż się poryczałam. Cudownie że macie siebie nawzajem. A życie pisze dla nas różne scenariusze. trzymaj się. Jesteś na prawdę dzielna kobieto.
Tu nie ma co ryczeć,trzeba spiąć poślady i iść przed siebie :* Ściskam
Nic nie wiedziałam 🙁 .
Niestety w tak ciężkich sytuacjach życiowych, można się przekonać na kim można polegać.
Cieszę się, że masz oparcie i nie jesteś w tym wsrzytkim sama. W razie czego, pisz do mnie śmiało 🙂
Sama możliwość wsparcia się na czyimś ramieniu, jest naprawdę budująca w takich sytuacjach.
Dziękuję :*
Jeju:( Wyczułam, że to z ojcem to już popioły ale nie podejrzewałam, że byłysmy w podobnej syt 🙁 zawsze opisywałaś wszystko tak “kolorowo”. ściskam mocno!!!
Nie umiem się użalać, może dlatego 🙂 ściskam
Wzruszające <3 Ściskam mocno Was obie 😉
Jesteście wspaniałe!
M.
pozdrawiam 🙂
Tacy przyjaciele to wielki skarb!
To prawda 🙂
Matko bo Ty jesteś zajeb…kobieta i pomóc Tobie to sama przyjemność! Jedna z niewielu, którym sodówka do łepetyny nie uderzyła :*
Dzięki Kochana 🙂
🙂
Ja nie wiem w jakim ty się środowisku Antyterrorystko obracasz ale my tylko trzymamy z tymi bez sodówki 🙂
i pijemy taniego szampana 😛