Randka w restauracji

Przyszedł ten dzień.Dzień,kiedy Ojciec ma wolne.
Celebrujemy więc każdy poniedziałek. Ja wiem,że nie muszę czekać z kąpielą do północy,aż gnomy zapadną w kamienny sen. Gnomy wiedzą,że dziś tata czyta bajkę  i muszą w przeciwieństwie do pozostałych dni,zasnąć w tempie ekspresowym. To jest nasz dzień,nasz wieczór,nasza noc.

I przyszedł wieczór.
– Co byś chciała zrobić na spontanie ? – ni z gruszki ni z pietruszki pyta mnie mąż.
Jasne,zatkało mnie.
– Dlaczego pytasz ? Uknułeś coś ?
– No wiadomo,tylko nie wiem czy trafiłem.

Myślę chwilę,przewracam oczami i już wiem.
– Wyszła bym gdzieś,bez nich – kiwam głową w stronę pokoju synów – Bez nich,ale z Tobą.
– W sensie na randkę,jak bezdzietni,albo Ci którzy mają komu potomstwo podrzucić.
– No…tacy to mają dobrze,nie ?
– No mają,mają.To co kolacja ? W restauracji ?
O nic nie pytam,tylko kiwam głową. Wiem,że jak coś wymyślił to od Ado Z. Znam mego męża na tyle,by nie dociekać.Idę pod prysznic. Zza zamkniętych drzwi,Ojciec rzuca pytanie :
– Pizza,chińszczyzna czy mak ?
Mak..też mi miejsce na randkę ? Jasne,że chińszczyzna – wybieram.
Kąpiąc się ,obmyślam wieczorny strój. W  sumie,może kiecka jakaś,niech będzie porządnie.
I gdy stanęłam przed lustrem,w celu poskromienia włosów i wykonania najbardziej starannego make up’u od jakiegoś roku,słyszę dzwonek do drzwi. Opiekunka.
Krótka wymiana słów,dziękuję,do widzenia. Tyle.Nic nie wyszpiegowałam!
Więc wychodzę z tym moim makijażem,dopieszczonym najlepiej ja umiem,zawinięta w ręcznik i kroczę.
Kroczę w kierunku sypialni,chwytam za klamkę…a tam ciemność widzę.
Ciemność przez blask świec rozjaśnioną i koc na podłodze…a na nim chińszczyzna moja,co to ją zjeść w restauracji miałam…w restauracji,takiej z menu,stołami i krzesłami. Takiej,do której jechała bym tramwajem…takiej z ludźmi innymi i gwarem rozmów.
Stoję,patrze i w sumie nie wiem co powiedzieć. Że pięknie jest,że nie wiedzieć czemu na coś innego się nastawiałam ? Wtedy Ojciec,widząc moja dezorientację rzecze :
– Ale nie bądź zła. Przez prawie godzinę,byłaś szczęśliwa,że spędzisz wieczór bez dzieci !
No fakt,byłam.Byłam,nawet bardzo.Ale przecież to Ojciec jest,spodziewać się trzeba było,że jak się chce to się i sposobność znajdzie,by żonie przyjemność sprawić. Nawet jeśli przez pół minuty była zawiedziona,to resztą wieczoru wszystko mi wynagrodził. I jak tu tego wariata nie Kochać ?
No przecież w piknik o północy i tak bym nie uwierzyła 🙂

A Wygodni jak już mogą poszaleć,to sobie na taką oto stronkę  www.foodpanda.pl wchodzą ,adres wpisują i w menu 31 restauracji z okolicy wybierają. I nie ważne,czy ma być pizza,chińszczyzna,hamburgery z Maka czy inna wymyślniejsza kuchnia. Takie oto Wygodne odkrycie poczyniliśmy i czasami,przy wypłacie szalejemy…no cóż odchodzą nam przy tym koszty opiekunki,a zaręczam że też jest romantycznie 🙂
Polecamy,gdy w lodówce tylko światło,na obiad pomysłu nie ma…lub gdy Wam się wyjść do restauracji zechce,a babci pod ręką brak.

Komentarze

14 thoughts on “Randka w restauracji

  1. Pomysł nietuzinkowy i romantyczny. Mężowi się należą brawa za inwencję twórczą i chęć sprawienia żonie przyjemności. No i z “restauracji” szybko można przejść do sypialni na spalanie zjedzonych kalorii 🙂
    Pozdrawiam – Monika.

Dodaj komentarz