Seks bez zobowiązań, zaangażowanie bez oczekiwań

Tendencja ludzi do oceniania i analizy życia innych cały czas przybiera na sile. Zauważamy to nie tylko jeśli chodzi o styl prowadzonego życia, ale zwłaszcza jeśli chodzi o związki i wychowywanie dzieci. Tak bardzo zakorzenił się w nas tradycyjny podział ról społecznych, że każda inność spotyka się z krytyką i mnóstwem niechcianych rad. Rodzina to ma być mężczyzna i kobieta. Samodzielne mamy, częściej niż z podziwem- spotykają się z krytyką, co do wybranych przez nie nieodpowiedzialnych partnerów. Sama sobie jesteś winna, skoro tak wybrałaś. Jak czytam komentarze w internetach, to wnioskuję, że wielu internautów myśli, że taka kobieta idzie do łózka z facetem na pierwszej randce, zachodzi w ciążę i zostaje sama. No fakt, tak się czasami dzieje, ale przecież to nie jest reguła. Znacznie częściej to dopiero pojawienie się dziecka wystawia związek na próbę. Wszak oboje parterów zostaje postawionych przed zupełnie nową rolą i nie każdy potrafi się w niej odnaleźć. Mijają więc miesiące, lata i okazuje się, że owszem jako związek grało i hulało, jednak rodzina, to coś czego nie potrafi się z takim człowiekiem stworzyć. Czy ktoś z tych internetowych geniuszy zna idealny czas życia z kimś, zanim można zdecydować się na dziecko? Przecież tak samo może to wszystko się udać, albo pierdyknąć zarówno po pół roku, jak i po dziesięciu latach (a mam taki przypadek w najbliższej rodzinie, gdy po 10 latach fajnego związku na świat przyszło dziecko i sielanka się skończyła).

I stereotypowo: samodzielnie wychowujący dziecko facet, to bohater wynoszony na piedestał, a samodzielna matka jest oznaką życiowej porażki, złych wyborów, albo puszczania się. Gdy facet chce sobie ułożyć życie, społeczeństwo klepie go po ramieniu, że powinien, że na to zasługuje, taki biedny- przyda mu się kobieca pomoc. Inaczej jest z kobietą, której wytyka się palcem, że zmienia facetów jak rękawiczki, wpieprza się w niepotrzebne relacje, bo przecież jest wiele samotnych matek. Nie postrzegamy człowieka, jako człowieka, tylko postrzegamy go w zależności od tego jaką ma płeć. To bardzo krzywdzące.

I tu osobiście jawię się jako kolejny społeczny problem. Społeczeństwo nie rozumie, jak można być samodzielna matką z wyboru? Niby nie powinnam decydować się na kolejny związek- bo przecież dwa razy mi nie wyszło, po cholerę ryzykować, może to ze mną jest coś nie tak (na pewno!), ale z drugiej strony jak mogę deklarować chęć wychowania dzieci samodzielnie. Deklarować! Ano mogę i skutecznie to czynię, przynajmniej do chwili upewnienia się, że jednak trafiłam na odpowiedzialnego faceta…tylko, czy zawsze można mieć stuprocentową pewność? No właśnie, unikam więc przezornie ryzyka póki mogę (bo jak mnie amor pierdyknie, to nie wiem co będzie), ale  przecież nie wyrzekam się, że już do końca życia będę dziewicą z odzysku. 

Znacznie gorzej postrzegane są kobiety, które owszem pragną być matkami, ale nie zamierzają tworzyć żadnego związku.  Łowczynie nasienia, mówiąc ładnie. Społeczeństwo nie jest na nie gotowe, spotykają się ogromną krytyką, nazywane są egoistkami, wyrodnymi matkami, pozbawiającymi swoje dzieci ojca i pełnej rodziny. Pełnej rodziny, która w dzisiejszych czasach nie powinna być dla nikogo wyznacznikiem udanego i szczęśliwego życia. Takie macierzyństwo, postrzegane jest jako fanaberia, jako egoizm, jako coś wręcz sprzecznego z wartością rodziny, tak jakby kobieta z jednym, dwójką czy piątką dzieci nie tworzyła rodziny samej w sobie.

Zadziwia mnie to wszystko, co wokół siebie obserwuję, ale jeszcze bardziej zadziwiają mnie reakcje i tok myślenia ludzi, którzy mnie otaczają. To wynika nie tylko z braku tolerancji, zawiści, czy wścibskości co do sposobu życia innych, to wynika często z zaściankowego myślenia i wpajanych dawniej wartości, które wraz z postępem świata, u nich się nie zmieniają. Niby chcą iść z duchem czasu, ale jakoś mentalnie nie nadążają, pozostając gdzieś daleko w tyle. Zawsze im powtarzam, że “to, że czegoś nie rozumiesz, nie znaczy że jest to głupie”.” Na świecie zawsze byli i będą ludzie, którzy uprawiają seks bez zobowiązań i którzy angażują się w relacje, nie mając co do nich sprecyzowanych oczekiwań. Tak było, jest i będzie, niezależnie od tego czy komuś się to podoba czy nie. Mamy tylko jedno życie, niech każdy przeżywa je po swojemu.

Piszę o tym, ponieważ trafiłam na ciekawą powieść, która porusza właśnie ten temat. Gliniarz to nic innego jak powieść o zabarwieniu erotycznym, z przyznacie bardzo kuszącą okładką. Ciekawy literacko seks, przystojny policjant, którego aż chce się błagać o zakucie w kajdanki i kobieta wyzwolona, odzwierciedlenie dzisiejszych kobiet, które wiedzą czego chcą od życia i jak chcą żyć. Wiadomo, że erotyki nie niosą za sobą większego przesłania, jednak tym razem jestem miło zaskoczona pomysłem autorek na postaci (dwóch amerykańskich pisarek, Laurelin Paige i Sierry Simone). Nie ma tu przesady, nie ma też ugrzecznienia czy półśrodków. Historia jest dynamiczna i ciekawa, mimo iż pozostaje romansidłem.

Livii Ward to młoda bibliotekarka, której marzeniem jest zostanie mamą. Kobieta mimo, że pragnie dziecka, nie angażuje się w żadne związki. Zmienia się to gdy spotyka Kelly’ego – przystojnego i wysportowanego oficera policji. Nieziemskiego oficera rzekłabym nawet 🙂

Livia ma jasno określony cel, składa oficerowi niespodziewaną propozycję- ma zostać ojcem jej dziecka. Nie oczekuje od niego niczego więcej, żadnych zobowiązań, żadnych obietnic, żadnego angażowania się. Kelly ma spędzić w jej towarzystwie kilkanaście romantycznych nocy, które maja zaowocować ciążą. Ich układ jest prosty, konkretny i kuszący dla policjanta, zwłaszcza, że trudno mu przestać myśleć o Livii. Co może pójść nie tak? Jednak jak to w powieściach bywa, sprawa się nieco komplikuje, gdyż okazuje się, że rozum swoje, a serce…no właśnie, przekonajcie się sami.

 

W księgarni taniaksiazka.pl znajdziecie także inne ciekawe powieści w dziale książki dla kobiet.

 

 

 

 

Komentarze