Sztuka dawania prezentów

Zbliżają się święta, a więc czas, który większość z nas spędzi z najbliższą rodziną i przyjaciółmi. Czas przepełniony świątecznym klimatem, nieco zepsutym komercją już we wrześniu. Jednak cała oprawa świąt mimo wszystko jest magiczna, ciepła i gdyby jeszcze dorzucić do tego garść białego puchu, była by wręcz bajkowa. Świąteczne ozdoby, miliony migoczących światełek, zewsząd spoglądające na nas Mikołaje, domy pachnące pomarańczą, cynamonem i świerkiem. Ta cała otoczka sprawia, że święta Bożego Narodzenia są po prostu wyjątkowe. I staram się, by takie były dla moich dzieci, bo gdyby nie one nie miałabym nic przeciwko by święta spędzić samotnie w górach, lub nawet na plaży w Egipcie.

Pieczemy pierniki, układamy świąteczne menu, które dla moich dzieci mogło by mieć tylko dwie pozycje (zupa rybna i pierogi 😉 spisujemy listę świątecznych prezentów, oglądamy świąteczne filmy, dekorujemy dom i co roku wybieramy tę najpiękniejszą choinkę. I tak od 14 lat moje święta są dla moich dzieci, od 14 lat dbam, by święta były czasem rodzinnym i mam w tym  jeden cel: budowanie wspomnień. Wspomnień, gdy bez względu na to ile kilometrów od siebie mieszkamy, to święta spędzamy razem z moimi rodzicami. Wspomnień, gdzie wypatruje się pierwszej gwiazdy, by usiąść do stołu, gdy cała rodzina krząta się po kuchni i zewsząd słychać ten specyficzny gwar. Zastanawiania się, czy w tym roku przy pustym miejscu na stole usiądzie jakiś wędrowiec. Wspomnień, gdzie obserwuje się czerwone poliki i emocje dzieci w oczekiwaniu na dzwonki, które zwiastują zbliżanie się Gwiazdora…a później te ich przygryzione wargi, gdy rozrywają świąteczny papier… Dorośli piją kawę i zajadają się sernikiem, a oni chłoną atmosferę i cieszą się, że właśnie teraz spełniają się ich dziecięce marzenia. W tym roku, po raz drugi święta są u nas. To na mnie spada organizacja, pieczenie, gotowanie i powiem Wam szczerze, że właśnie tego mi brakowało w poprzednich latach, gdy wraz z chłopcami jechałam niemal na gotowe. 

Jednak od kilku lat święta Bożego Narodzenia są dla mnie czasem emocjonalnie trudnym, ze względu na moją pracę. Pięć lat temu, przepłakałam je całe po tym, co zobaczyłam, po tym czego się nasłuchałam od ludzi, o których rodzina w święta zapomniała. Kiedy ja siadałam do stołu z rodziną, oni siedzieli do stołu sami, odgrzewając sobie posiłek w mikrofali, nie mając z kim złożyć sobie życzeń, czy choćby porozmawiać. Często najbliższa rodzina mieszkała blok obok, dwie ulice dalej, kilka kilometrów dalej….

Podczas gdy my śmialiśmy się przy stole, wspominając poprzednie lata, u nich w domach panowała przerażająca, głucha cisza. Bardzo odchorowałam tamte święta, nie znajdując usprawiedliwiania do sytuacji, w których wystarczyły chęci, by odmienić ten jeden dzień…ale mimo upływu kolejnych lat cały czas to się po prostu dzieje. Ten rok będzie szczególnie trudny, bo odwołane są niemal wszystkie wigilie dla samotnych i potrzebujących, więc nie uda się pomóc choćby kilkorgu z nich. Historie są różne i choć w wielu z nich, gdzieś na przestrzeni lat wydarzyło się coś, co te rodziny podzieliło, to niestety w większości są takie, gdzie akurat w święta się o tych członkach rodziny po prostu zapomina. Brakuję chęci, organizacji, dobrej woli… Po prostu się zapomina…

I gdy po tych trzech dniach świętowania wracam do pracy, to naprawdę nie wiem jak się zachować…bo oni pytają: I jak minęły święta? A ja z jednej strony wiem, że pytają, bo są życzliwi, bo chcą chłonąć atmosferę z moich opowiadań, a z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że opowiadając przywołuję w nich emocje z goła inne niż moje i utwierdzam ich w przekonaniu jak bardzo są samotni. To bardzo trudny okres, który dołuje, bo podczas gdy ja myślę, co jeszcze muszę ogarnąć po pracy, by te święta przygotować, to oni w dużej większości chcieli by, by tych świąt wcale nie było. Nie mają na co czekać, nie mają dla kogo szykować potraw, nikt nie zapuka do ich drzwi. Co roku przygotowuję dla moich podopiecznych naprawdę niewielkie upominki, w postaci  skarpet, świeczek, czy zanosząc własnoręcznie upieczony kawałek piernika. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo oni takie gesty doceniają. Ich oczy szklą się ze wzruszenia, wyciągają wtedy opłatek, by móc się z kimś podzielić świątecznymi życzeniami, potrzebują bliskości drugiego człowieka, potrzebują być przez chwilę z kimś blisko. Wciskają mi w tedy w rękę pomarańczę, albo czekoladę dla dzieci i jest to dla nich niezwykle ważne. Odmowa bywa dla nich urągająca, więc biorę tę garść cukierków, czy czekoladę i wiem, że dali mi wszystko to, co mogli dać, albo że kupili tę jedną pomarańczę właśnie z myślą o mnie. W tych momentach, naprawdę nie robi człowiekowi różnicy, że jest to bezdomny o nie najświeższym zapachu i że właśnie zostawia niezidentyfikowaną plamę na kurtce…naprawdę, to nie ma żadnego znaczenia, gdy widzisz na ich twarzach szczerą, ogromną i wzruszającą wdzięczność za parę ciepłych skarpet, kupionych na wyprzedaży w markecie za 8,99 zł…

I właśnie myśl, co się musiało stać, że w momencie gdy potrzebują największej uwagi i pomocy są sami: jest myślą najgorszą. Tak samo jak niemoc, bo nic nie można zrobić, poza uprzejmym telefonem do rodziny z zapytaniem, czy mama, tata, babcia, dziadek, ciocia, wujek, kuzyn, kuzynka będzie zabezpieczona na święta, bo nie wiem czy organizować dla niej ciepły świąteczny obiad i opiekę na te trzy świąteczne dni. I naprawdę w ogromnej większości przypadków odpowiedź jest ta sama. Co roku ta sama, dołująca, krótka i jednoznaczna: proszę zabezpieczyć we własnym zakresie…i tyle mogę zrobić. Tylko tyle…podczas gdy oni często marzą o jednym świątecznym prezencie, w postaci  dobrego słowa i obecności drugiego człowieka obok. 

Sztuka dawania prezentów to ciepła, pachnąc świętami powieść o tym, czy aby na pewno nasza wizja potrzeb bliskich nam osób, jest taka sama jak ich potrzeby. Czy chcąc sprawić im przyjemność, na pewno ich uszczęśliwiamy? Czy aby na pewno, to co jest wartościowe dla nas, jest wartością dla innych. To piękna, wzruszająca opowieść z rodzinną tajemnicą, przebaczeniem i magii świąt w tle.

Wdowa Lucyna wysłała do każdej, z czterech skłóconych między sobą córek, oraz do wnuków listy z zaproszeniem do domku w lesie. Nie zdradza w nich szczegółów, ani celu podróży. Na miejsce ma ich dowieźć wynajęty autobus. Lucyna zaplanowała wszystko tak, by te święta były inne i na pewno zapadną wszystkim w pamięci. W trwających kilka tygodni przygotowaniach, pomaga jej sąsiad z drugiej strony jeziora. Miejsca, gdzie nie ma zasięgu, nie ma telewizji, nie ma rozpraszaczy. Jest za to piękno lasu, błyszcząca tafla jeziora i uspakajająca cisza. Ta cała piękna otoczka, ten niezwykły świąteczny klimat ma być tłem do pojednania córek, oraz wyjawienia przez Lucynę pewnej tajemnicy…skrywanej przez jej nieżyjącego męża Stanisława. Oczywiście nie każdy podszedł do pomysłu Lucyny z entuzjazmem, ale jak mama/ babcia każe, to się pakujesz i jedziesz. To piękna, przepełniona ciepłem, czułością, poruszająca serducho i niewątpliwie wprowadzająca w świąteczny klimat historia, która zmusza do refleksji i pozwala zauważyć to, co w naszym życiu jest najważniejsze…idealna książka do czytania pod kocykiem, z przygotowaną wcześniej ciepłą i aromatyczną herbatą w ulubionym kubku…

 

W księgarni taniaksiazka.pl znajdziecie również inne piękne powieści obyczajowe, w dziale książki dla kobiet.

 

 

 

Tania książka - Tanie Książki i podręczniki

 

Komentarze