Wieczorem

Jak co wieczór odpaliła papierosa i zaciągając się nim zamaszyście zakaszlała.
Jej ręka bezwiednie skierowała się w stronę butelki, dobrze schłodzonego, białego wina.
Niemal nie odrywając wzroku od monitora nalała sobie pół kieliszka i upiła dość spory łyk.
Wieczór…taki sam od kilku tygodni.

Jeszcze niedawno cieszyła się na te wieczory. Kładła spać córeczkę i wreszcie była Panią swojego czasu. Mogła pisać z przyjaciółką z drugiego końca świata, albo zaciskać usta z grymasem rozkoszy w ramionach swojego męża.
Teraz została jej tylko ta pierwsza opcja, tylko jak tu pisać ze szczęśliwą w związku przyjaciółka, gdy jej samej wali się małżeństwo, a ona zdezorientowana, nie potrafi nawet odpowiedzieć – dlaczego ?

Nie kłócili się, byli raczej zgodnym małżeństwem, a już na pewno stabilnym emocjonalnie. Kochali się. Kochali się nadal, mimo że od ślubu minęło ponad pięć lat. Ona musiała zrezygnować z pracy na rzecz zajmowania się córką, on wziął więcej godzin, żeby żyło im się w miarę lekko. Jednak tej pracy zrobiło się podejrzanie dużo. Nagle przybyło mu obowiązków po pracy, mnóstwa spraw do załatwienia. Wracał tak późno, że ona już spała, a on zasypiał na kanapie w pokoju. Kiedy wstawała rano, go już nie było…tylko zapach jego perfum unosił się jeszcze w przedpokoju.
Czasami łapała się na tym, że wtulała swoją twarz w jego koszulę, by choć przez chwilę móc poczuć go przy sobie. Starała się zrozumieć jego zaangażowanie w utrzymanie rodziny, w jego obowiązkowość i chęć dobrego życia. Z czasem jednak koszula przestała wystarczać, w mieszkaniu nie walały się już jego skarpety, a ona zrozumiała, że od kilku tygodniu nie leżał w ich małżeńskim łożu. Przestraszyła się,
Któregoś dnia, gdy minęli się przelotem w pokoju zapytała go wprost czy kogoś ma. Zareagował wielkim oburzeniem i dość szczerą reakcją obronną. Uspokoiło ją to tylko na chwilę.
Telefon milczał jak zaklęty, gdy dzwoniła on nie odbierał. Poczuła dziwne ukłucie w piersi. Spojrzała na ich córeczkę, która jeszcze do niedawna była oczkiem w jego głowie. Było jej żal, że mała nie widuje ojca, nie spędza z nim czasu jak inne dzieci, nie tuli się w jego ramiona…po chwili jednak zdała sobie sprawę, że tak naprawdę, jest jej żal samej siebie. Potrzebowała go, brakowało go jej…lecz nie potrafiła zabiegać o niego.

Jak co wieczór odpaliła papierosa i zaciągnęła się nim zamaszyście.
Jej ręka bezwiednie skierowała się w stronę butelki, dobrze schłodzonego, białego wina.
Niemal nie odrywając wzroku od monitora nalała sobie pół kieliszka i upiła dość spory łyk.

Czuła się samotna, oszukana, pozostawiona samej sobie. Nie potrafiła znaleźć racjonalnego powodu jego zachowania. Inna kobieta…być może. Znudzenie z jego strony…też prawdopodobne, jednak jakim cudem w niemal ułamku sekundy wyzbył się zainteresowania swoim własnym dzieckiem ?
Chciała coś zrobić, zareagować, walczyć…lecz coś ją powstrzymywało. Coś kazało jej czekać na dalszy rozwój sytuacji. Poczuła w sobie dziwny i niezrozumiały spokój. Nie potrafiła zrobić kroku na przód, podjąć jakiejś decyzji, wymusić na nim jakiegoś wyjaśnienia, planu, czy podjęcia decyzji.
Mijały dni.
W jej planie dnia nic się nie zmieniło. Starała się z uśmiechem na twarzy wypełniać swoje rodzicielskie obowiązki, celebrować wieczorne rozmowy z przyjaciółką i w sumie jedyne co się zmieniło to sen…który bez pigułki nie nadchodził. Chodziła po zakupy, na pocztę i plac zabaw z córką. Czasami łapała się na tym, że tępo wpatruje się w klamkę od drzwi wejściowych, ale to trwało sekundę, ot zwykłe zawieszenie myśli.
Telefon milczał. On też. Bywał w domu po świeże ubrania, ale jakoś zawsze się mijali. Ona stanęła za murem zobojętnienia, on zachowywał się nad to naturalnie. Niczym współlokatorzy mówili sobie cześć i każde wracało do swoich zajęć. Ta noc było jedną z najdłuższych. Tej nocy nie wrócił do domu nawet na chwilę, nawet nad ranem.
Usiadła w kuchni i nie potrafiła zapanować nad łzami…lały się z jej oczu, a ona próbowała zidentyfikować, czy są to łzy żalu, złości, nieszczęścia czy bezradności. Czuła, że musi płakać.
Z podkulonymi nogami i zaciśnięta na piersi poduszką przepłakała cała noc.
Nad ranem poczuła spokój, jak by wypłakała cała złość, cały smutek, cały żal i całą nienawiść do niego…

Jak co wieczór odpaliła papierosa i zaciągnęła się nim zamaszyście.
Jej ręka bezwiednie skierowała się w stronę butelki, dobrze schłodzonego, białego wina.
Niemal nie odrywając wzroku od monitora nalała sobie pół kieliszka i upiła dość spory łyk.
Jak co wieczór poczuła dreszcz samotności na skórze, poprawiła poduszkę leżącą obok i już miała wyłączyć okienko czatu, by jej przyjaciółka dała jej tego wieczoru spokój, gdy przyszła wiadomość…

…zawahała się, co powinna odpisać…

Komentarze

Dodaj komentarz