Wilcza matka – w obronie potomstwa swego.

Home sweet home

Powróciłam…na początku popełniania posta dziękuję z całego wygodnego serducha za 100 laków na Fb,
kurczę nie myślałam że tak szybko pójdzie…znaczy to dla mnie jedno,jest wiele podobnie myślących matek poukrywanych w domach,które potrzebują nielukrowanego spojrzenia na macierzyństwo.Bombarduje się je informacjami,co powinny a czego nie,zatracając tym samym ich macierzyński instynkt.
Jak wiecie,jestem matką niestereotypową,bo robię tak jak uważam za słuszne,a nie tak jak każą podręczniki…bo przecież to my matki wiemy najlepiej co jest dobre dla naszego dziecka.
Mam nadzieję że będzie nas jeszcze więcej 🙂
Pojechałam z dziatwą w piątek do rodziców,chłop i tak do wtorku w pracy.
Matka wygodna zaoszczędziła energii na Wielkanocnym gotowaniu i sprzątaniu,ogarniając chacjendę tak jak zwykle.Podróż pociągiem minęła by jeszcze sympatyczniej gdyby nie wredne spojrzenia pasażerów,bo przecież wózek trochę miejsca zajmuje,a matka wygoda nie zamierzała go składać na 60 minut podróży.

Dojechaliśmy,uszczęśliwiając dziadków…podano mi kawę i ciasto i przechwycono wnuki. Raj…
Leżałam na kanapie i pachniałam sobie,teoretycznie bez dzieci.Przez myśl mi przeszło,że może by uciec gdzieś a tygodni kilka,bo przecież dziadkowie świetnie sobie radzą.
Niestety przez te kilka dni okazało się ,że moja 50-cio letnia mama jest chyba matką bardziej wygodną niż ja.Tatka się nie czepiam,mimo chorego kręgosłupa dzielnie nosił najmłodszego gdy marudził,znosił spokojnie kapiącą do jamy ustnej ślinę przy zabawie w samolot i dzielnie suszył kanapę gdy mały zlał się przy zmianie pieluchy.Ale matka ma…oj kocham,kocham miłością wdzięczną,ale jej wygodnictwo i bycie trendi mnie umęczyło.Przecież nic się nie stanie gdy 4 miesięczne dziecko spróbuje białej/parówkowej czy innej kiełbasy,z uporem wyciągałam z ust najmłodszego kawałki serniczka,babeczki czy makowca,przyglądałam się ze stoickim spokojem jak babcia daje mu do picia sypaną herbatę ze szklanki…jemu się podobało,a potem był bek jak matka z paszczy wyciągała to co mymlał,babcia dała,matka zabiera…zgrozo,zła matka!
Pilnowałam więc dziecka mego by przypadkiem nie zastać do ze batonem w ręce.Za to starszemu nic nie narzucano,chciał jeść to jadł,nie chciał to nie….chłop przyjechał w środę…mieliśmy w planach “poleniuchować” do niedzieli,ale moje nerwy są jednak za słabe…w czwartek umęczona jak nigdy pilnowaniem najmłodszego wsiadłam więc do pociągu – kierunek DOM.
Jednak co u siebie to u siebie,od razu wbiłam się w dres,położyłam dziatwę i padłam na mą umęczoną Wielkanocą twarz…dobrze że święta są dwa razy w roku.Nie powiem żarcie u rodziców pierwsza klasa,wyspać się wyspałam, na spacerowałam (mieścina wśród lasów i jezior jest gdzie chodzić ) ale umordowałam się jak wilcza matka w obronie potomstwa swego.
Ja już widziałam półroczne niemowlę karmione hamburgerem i pijące coca-colę (jak mieszkałam na wyspach to mi się opatrzyły takie wynalazki),na prawdę mnie takie rzeczy nie dziwią,nie robią na mnie wrażenia…ale swego dziecka bronić będę mimo że babcia to to samo stado,jednak będę ją bacznie obserwować.
Bycie trendy to w końcu nie koniecznie wyjście z 14 sto letnim wnukiem na piwo,czy obalenie totalnie systemu żywienia niemowląt…jednak są jakieś granice i biszkopta na snikersa nie zamienię.
pozdrawiam
L.
Komentarze

5 thoughts on “Wilcza matka – w obronie potomstwa swego.

Dodaj komentarz