Na drugie imię powinnam zdecydowanie mieć “na opak”. Lubię robić i żyć po swojemu, wedle swojej własnej życiowej filozofii. Moje najbliższe otoczenie już do tego przywykło, choć zdarzają się sytuacje, jak ta, którą postanowiłam wam opisać, bo doprowadziła ona niemal do tego, że mama mnie wydziedziczyła, za to tata był moim wyborem zachwycony!
Jako, że cały czas jestem na etapie urządzania, tych kilku metrów kwadratowych, do których przeprowadziliśmy się z chłopakami ponad rok temu, a pierwotna wizja, absolutnie kłóci się z moim wewnętrznym zen, postanowiłam, iż w najbliższym czasie, pozbędę się tego i owego i przygotuję mieszkanie na wielkie, wielkie zmiany wizualne. Najprościej rzecz ujmując skupiłam się na poszukiwaniu odpowiedniego koloru farby, niskich w kosztach zakupu meblach i wymianie kanapy…bo moje marzenie, o posiadaniu wielkiego białego (sit!) narożnika, to zaraz po moim małżeństwie, największa życiowa porażka.
Jakoś tak się stało, że zaczęłam od kupra strony…i zamiast farb, względnie nowego żyrandola, w moim domu zagościł, ON! Doprawdy, wyznaję filozofię iż dobrych kochanków i pojemnych regałów nigdy w domu za wiele, więc o ile dla mnie wybór był oczywisty, dla mojej mamy nie koniecznie. I tu się zaczyna cała historia proszę państwa.
Siedziałyśmy akurat przy kawie, gdy kurier dostarczył paczkę. Wiedziałam co to jest, wiec czym prędzej zaczęłam rozpakowywać, mojego nowego towarzysz przestrzeni życiowej, ku ciekawości mojej mamy. Niestety jej fascynacja przesyłką, szybko przerodziła się w skuteczne podnoszenie mi ciśnienia. Podczas gdy ja wyciągałam kolejne elementy, ona coraz bardziej czerwieniała na twarzy. I wcale nie dlatego, że “po co Ci kolejny”, nie, nie. Zaspokojenie tej potrzeby jest dla niej zrozumiałe. Ona nie mogła zrozumieć, dlaczego to jest “taki kolejny”.
– Gdzie Ty chcesz go trzymać?- zapytała mama
– Jeszcze nie wiem, może przedpokój, może w łazience…-gdybam.
– To wstaw go do szopy!
– Słucham? Zwariowałaś mamo! Przecież on jest zbyt piękny, by go poniewierać po szopie. Spójrz na niego…pojemny, wysoki, masywny…drewno i stal!
– Czy Ty siebie słyszysz? To jest regał do piwnicy, a nie facet!!! A Ty nie masz piwnicy!
– Mamo, jak ty nic nie rozumiesz, ja go naprawdę potrzebuję!
No i zostałam z nim sam na sam, dopieściłam, przykręcając kolejne śrubki i polerując jego stalowe elementy. Po złożeniu, jego rozmiar rzeczywiście był imponujący, a jego prostota wręcz urzekająca. Przemawiał do mnie każdym swoim elementem, tak bardzo, iż totalnie nie wiedziałam, jakie będzie jego ostateczne miejsce stania, a ponieważ jest to rzecz masywna i trochę waży, okazało się, iż potrzebuję pomocy w swobodnym przemieszczaniu go po mieszkaniu. Zadzwoniłam więc do taty.
Tata przyjechał, spojrzał na złożony regał i wydał z siebie okrzyk zachwytu. Wspaniały jest! – przydał by mi się taki do piwnicy. Przytaknęłam, bo ja go doskonale rozumiem, że narzędzia, jak książki, potrzebują odpowiedniego szacunku i dobrego przechowywania. Poprzenosiliśmy go po wszystkich pomieszczeniach, tata podokręcał śrubki z namaszczeniem i finalnie byłam zadowolona. Tata pojechał i nie minęło 30 minut, gdy zadzwoniła mama:
– Oboje jesteście siebie warci! Przyślij mi link do sklepu…bo tata też chce taki regał.
– Dobrze, ja już ustawiłam, w przedpokoju. Zorganizuję przestrzeń, do przechowywania butów, deskorolek i rolek chłopaków.
– My w odróżnieniu od Ciebie, mamy piwnicę!- rzuciła ironicznie mama.
Cóż, przyznaję, najczęściej kupowanym meblem w moim życiu był własnie regał. Takiego jeszcze nie miałam, a ja lubię próbować nowych rzeczy. Ludzie mają rożne “zboczenia” i doprawdy powiadam Wam, nie jest ważne, czy to nowy facet, czy nowy mebel, ważne, aby zaspokajał naszą podstawowe kobiece potrzeby, czyli aby zapewniał nam odpowiedni poziom ekscytacji, zapełniał pożądaną przestrzeń i spełniał swoje zadanie, przy czym był łatwy w montażu…i taki jest…hard, strong, heavy i jeszcze można sobie wybrać czy ma mieć opcje wciskaną, czy wkręcaną. No bajka! Dobrych kochanków i pojemnych, masywnych regałów nigdy nie jest za dużo.
Efekty pokażę Wam niebawem 🙂