Codzienne Deja vu

Matka wygodna to matka,która w całym swym upragnionym i wyczekiwanym macierzyństwie,poza dziećmi
dostrzega też siebie.Ktoś powie że to egoistyczne,bo przecież dziecko winno być świata pępkiem.
Matka wygodna jest jednak jasnowidzem i wie doskonale iż dziatwa z czasem z domu wybędzie i wtedy matka wygodna pozostanie sama ze swoimi niespełnionymi pasjami i marzeniami.
Dlatego matka wygodna stara się poświęcać z uwagą czas dzieciom swym,jednocześnie nie zapominając o sobie.
U mnie czas matki wygodnej od siedmiu lat zaczyna się o godzinie 19.30.
Nim jednak dotrwam do 19.30…co z reguły bywa trudne,witam dzień porankiem.
W sumie to dzień bardziej wita mnie niż ja jego.
Wita mnie brutalnie dźwiękiem zidentyfikowanym jako budzik.Trzeba wstać,wytrzeć śpiochy z oczu i wyszykować starszego syna do szkoły.Wygląda to mniej więcej tak,że wchodzi matka do pokoju i mówi – Ubierz się.Koniec.
Gdy syn się ubiera,matka robi mu kanapki do szkoły,potem już tylko niewielkie poprawki na dziecku,
a bo to dwie różne skarpety,podkoszulek na wierzchu,bluza tył do przodu…ot małe niedociągnięcia.
Ojciec z synem wychodzą,więc matka wygodna w nadziei kieruje się w kierunku jeszcze ciepłego łoża by przyciąć komara…nadzieje te są jednak płonne…wita ją bowiem bananowy uśmiech dziecka numer dwa.
Czar jednak nie pryska,matka walcząc o chwilę drzemki,przygarnia do siebie niemowlę w kolejnej nadziei że
może jednak niemowlę spacyfikuje i uśnie wraz z nią…ale nie ! Dziecko zaczyna przemawiać językiem jeszcze nawet matce nieznanym. Czar więc pryska.
Matka z miną nietęgą wstaje,z fryzurą rozczochraną robi sobie kawę,ubiera niemowlę,ogarnia się,znaczy czesze włosy i myje by jakoś po ludzku tę kawę wypić.
O dziwno między 7  a 11 rano,czas przyśpiesza…serio.
Niewiele da się w domu zrobić,bo hyc patrzysz na zegarek i się trzeba po dziecko do szkoły zbierać.
Tu po raz kolejna wredna twarz matki wygodnej ukazuje swe lico.Matka wygodna pozwala dziecku starszemu iść do świetlicy by zyskać chwilę jeszcze małą dla siebie…na przykład po to by sprawdzić cóż w świecie słychać,konkretnie u innych matek wygodnych…a więc logowanie 🙂
 O drodze do i ze szkoły to będzie osobna historia…
Matka z dziećmi po zaliczonym spacerze,wraca więc do domu i jak obyczaj nakazuje bierze się za obiad.
Tu problem odwieczny – co dzisiaj ???
Czasami wystarczy spojrzeć do lodówki,by z połowy paczki makaronu i puszki koncentratu,zrobić spagetti dla trojga obiadem zainteresowanych…czasami jednak trzeba poddać się wysiłkowi większemu i spłodzić coś konkretnego.Matka wygodna od początku instytucji małżeństwa sprytnie przyzwyczaiła męża do dania jednego 🙂 Później matka wygodna wskakuje na kilka etatów,znaczy pranie,sprzątanie,lekcje z dzieckiem starszym,zabawa z dzieckiem młodszym..jednym okiem na portalu by być na bierząco z newsami 🙂
Wreszcie mąż raczy wrócić z pracy,godzina jest 17.
Matka wygodna knuje wtedy aż brzydko,och bardzo brzydko jak by tu młodsze mężowi podrzucić,bo starsze się bawi,a ona niczym niewidzialny kot,próbuje niezauważona przyciąć komara na kanapie.Tu znowu problem.
Po raz kolejny upewniam się że dzieci moje są w zmowie i postanawiają moje poczynania ukrócić.
Nagle chcą pić,jeść,młodsze to po złości nawet kupę zrobi…i to nie taką zwykłą,tylko gigantyczną,po której trzeba go przebrać od stóp do głów (swoją drogą,jaki człowiek w swe złości może być pomysłowy)…mąż staje się niewidzialny dla dzieci,co mu odpowiada,może na przykład zasiąść przed komputerem tudzież telewizorem…i skwitować z czarującym uśmiechem – Boże,jak te dzieci Cię kochają. Taa.
Kąpiel,kolacja,łóżka…małymi krokami zbliża się godzina zero.Czas znowu zwalnia złośliwie,ale to nic,nic absolutne dotrwam…19.30 cisza,błoga cisza…biorę kubek z herbatą,książkę i rezerwuję bezczelnie kanapę,albo komputer…cisza…kąpiel trwała by dłużej gdyby nie stygnąca woda…pachnąca wbijam się w kreację dla mnie cudowną,bawełniana pidżamka,bez udziwnień i drapiących koronek.Zanurzam się w pachnącej lawendą pościeli…(już nie wiem czy to płyn do płukania czy rozlany balsam do masażu młodszego syna,nie ważne,pachnie.) zamykam oczy…odpływam i nagle bach,chłop sobie o mnie przypomniał…jestem zmęczona,ale może nawet dała bym się namówić na jakieś figle,ale matka wygodna jak na jędzę przystało,
naciąga na siebie mocniej kołdrę i myśli :och kochanie,gdybyś tylko wybawił mnie z opresji gdy chciałam się zdrzemnąć na kanapie,to miała bym teraz więcej siły na igraszki.
-padam na twarz,nie dzisiaj Kochany…może jutro jak przeżyję kolejne Deja vu.

a Wasi mężowie stają się czasami niewidzialni ?
pozdrawiam L.
Komentarze

3 thoughts on “Codzienne Deja vu

  1. No proszę…taki cudowny post…taki na czasie…tak było dopóki nie wróciłam do pracy…I teraz z pracy do…pracy…tiaaa…faktycznie..niewidzialni…On potrafi godzinami siedzieć przy kompie, a wystarczy że ja zbliżam się do laptopa moje dzieci bięgną za mną…i buczą…masakra

  2. Oooo… Jakbym o sobie czytała 😀 Zwłaszcza ten ostatni akapit :/ Tylko Młode w wersji pojedynczej… Za to budzące się tysiąc pięcset razy, bo “Maaamaaa!”

Dodaj komentarz