Macierzyństwo nie oznacza rezygnacji z siebie

Macierzyństwo nie oznacza rezygnacji z siebie. Jedni powiedzą, że to banalne stwierdzenie, drudzy, że nie należy przekładać własnych potrzeb, nad wychowanie dziecka. A jak by tak umiejętnie to wszystko połączyć ? Da się?
Da.

Cześć, jestem Lena, mam 32 lata. Jestem blogerką, autorem tekstów, organizatorką eventów dla blogerek, oraz dla lokalnych mam. Pasjonuję się rękodziełem, opanowuję fotografię, którą zafascynowałam się niedawno, ćwiczę zumbe ( na razie tylko na xBoxie 🙂
Zapomniałam dodać, że jestem też kurą domową z wyboru i Matką dwójki nieposkromionych krasnali. Realizuję się na każdym z tych pól.

Znalezienie równoważni między oddaniu się wychowaniu dzieci, a nie zatraceniem samej siebie, zajęło mi trochę czasu. Ale się udało. W naszym domu wyznajemy bowiem zasadę, że nie ma mniej lub bardziej ważnych ludzi. Potrzeby każdego z nas, zasługują na taki sam szacunek i uwagę. Dzięki temu tworzymy zgraną drużynę jako rodzina. Wychodzi nam to bardzo dobrze.

Ktoś powie, że nie takie są priorytety macierzyństwa, że wymaga ono oddania się całkowicie wychowywaniu dzieci. Ktoś inny powie, że dzieci nie ma, bo woli robić karierę, rozwijać się, dokształcać. I uważam, że obie strony maja rację, może po prostu jestem szczęściarą, że udało mi się połączyć obie rzeczy które kocham. Moją rodzinę i moje pasje.

Jakie są plusy mojego wyboru ? Od niemal dwóch lat, sama organizuję sobie zakres prac i obowiązków. To wymagało logistycznego planowania. Nauczyliśmy się wspólnie z mężem, odróżniać, sprawy ważne od pilnych. Co prawda, cierpi na tym niewyprasowane pranie albo nieumyta podłoga, ale my w tym czasie, możemy spędzić kilka godzin, chodząc po muzeach czy lesie, bez wyrzutów sumienia, że nasze mieszkanie nie wygląda tak, jak to z katalogu Ikea.

Muszę się też częściej uśmiechać do sąsiadki, która z niedowierzaniem obserwuje, jak moje dzieci malują umoczonymi w farbie rękoma po szybach balkonowych, zamiast na kartkach z bloku. Pewnie myślicie, że dzięki temu mam zawsze czyste okna, bo przecież trzeba to posprzątać. Niestety nie.

Nasze życie toczy się więc w spontanicznym chaosie, przerywanym pytaniami, o to co robimy danego dnia, gdzie pojedziemy, co chcemy zobaczyć. To są wyprawy krótkodystansowe, ale pozwalające nam spędzić ze sobą maksimum czas. Nasi bliscy znajomi wiedzą też, że trzeba się zapowiadać z wizytą, żebyśmy nie przywitali ich po piętnastej w pidżamach. Potrafimy bezkarnie przebywać w nich pół dnia (albo cały) kiedy na przykład mamy dzień kina domowego, leżąc z wielką miską popcornu na kanapie i po raz niezliczony, oglądamy Epokę Lodowcową.

Jest też praca. I to jest chyba to, co mnie cieszy najbardziej, bo mogę pracować w domu. Jest u nas taka zasada, że jak nie mam nic pilnego, to piszę wieczorami, choć nie ukrywam, że pilnie śledzę na telefonie pocztę. Jeżeli natomiast sprawa jest pilna, nie można mi przeszkadzać. Wtedy muszę dać dzieciom takie zajęcie, żeby nie pokusiły się o przeszkadzanie Matce.

Nie będę tu przytaczać tylko kreatywnych i rozwijających zabaw.Prawda jest taka, że uwielbiam usiąść do pisania tekstu przy biurku, podczas gdy moje dzieci siedząc obok na kanapie i z rozdziobanymi gębami po raz setny oglądają Pana Kleksa.

Są też minusy. Brak określonej liczby wypracowanych godzin, co przekłada się na brak stałej pensji. Czasami próżnia, bez zleceń…i w sumie nic innego nie przychodzi mi do głowy. A przecież, wiele rodzin tak właśnie funkcjonuje, że tylko jedno z rodziców pracuje, a drugie zajmuje się domem. Celowo bez podziału na mamę i tatę. Są też rodziny, które spełniają się pracując wspólnie, nadganiając życie rodzinne wieczorami czy w weekendy. I nie ma tu lepszych i gorszych, bo najważniejsze to czuć się spełnionym. Ja się tak czuję.

To nic, że nie stać mnie na nową torebkę, częściej niż raz na pół roku. To nic, że nie mogę podstępnie wyjść po pracy z koleżanką na kawę, tłumacząc się nadgodzinami, tylko po to by mój mąż, musiał jechać za mnie na wywiadówkę.

Ważne jest to, że moje dzieci widzą szczęśliwą mamę, która robi to, co kocha.
Może zabrzmi to egoistycznie, ale kocham swoje dzieci i chcę kochać także siebie ( męża też kocham, żeby nie było). A  ja się cieszę, że mogę śledzić nieustannie ich rozwój i z niecierpliwością oczekiwać na kolejne zlecenia.

Czasami fajnie byłoby móc bezkarnie wyjść wieczorem, na jakieś spotkanie firmowe, mieć pretekst do kupienia nowej kiecki, czy entej pary butów ( bo z tych dwudziestu par, które mam, żadne nie są odpowiednie na ten konkretny bankiet 😉  Póki co czuję, że dzięki moim wyborom spełniam się i jako kobieta i jako matka.

Rozwijam się, uczę, podnoszę swoje kwalifikacje, poszerzam doświadczenia, poznaję nowe horyzonty. Macierzyństwo pozwoliło mi więc na nowe odkrycie siebie. Na wyjście do ludzi. Na stawianie małych kroków i odpowiedzi na kluczowe pytanie: jak chcę, by wyglądało moje życie…
Moje na chwilę obecną jest idealne…choć przecież zawsze można podnieść sobie poprzeczkę. Powiem Wam jednak, że gdy tak rozbijam kotlety, synowie trą marchew na surówkę i nagle pada jakaś anegdota, a w mojej głowie, pojawia się zarys na kolejny zabawny tekst, to upewniam się tylko, że mam cholerne szczęście, że jestem tu i teraz.

Każdej mamie, życzę jej własnej, szczęśliwej równoważni, bo przecież poza wspaniałymi mamami, jesteście przede wszystkim wartościowymi kobietami.



Felieton napisany dla babyonline.pl

Komentarze

45 thoughts on “Macierzyństwo nie oznacza rezygnacji z siebie

  1. Trzeba próbować, szukać, zastanowić się, co mnie zadowoli.
    Nie kalkulować ( jeśli można ), poddać się intuicji, zaufać sobie.
    Ja sama imałam się różnych rzeczy, zanim trafiłam NA TO COŚ.
    Bardzo bym chciała wrócić jeszcze do handmade’u, brakuje mi tylko miejsca.
    Może i na to przyjdzie czas. Czekam cierpliwie, a Tobie życzę, żebyś znalazła pomysł na siebie.
    Taki, który pozwoli Ci spełnić swoje założenia. Trzymam kciuki !
    Za każdą z Was :))

  2. Nie wiem czy potrafiłabym całkowicie poświęcić pracę wyjściową na rzecz pracy w domu. Z jednej strony perspektywa jest kusząca, z drugiej nie wiem czy po wielu latach pracy w biurze potrafiłabym się odnaleźć w pracy w domu… Aczkolwiek wszystko przede mną, bo właśnie rozglądam się za takim zajęciem, żeby trochę sobie dorobić.

    Zazdroszczę Ci spokoju i tego, że znalazłaś sposób na siebie:)
    Ja wciąż szukam, ale na razie nie miotam się z tego powodu jakoś bardzo, pewnie dlatego, że przede mną jeszcze kilka miesięcy urlopu. Co będzie potem – nie wiem, ale jestem tego bardzo ciekawa:)

    1. Ktoś mądry powiedział, że tylko spokój może nas ocalić.
      Ja po prostu uważam, że swoje się w życiu nadenerwowałam.
      Nie ma co się spinać, jak ma przyjść, to przyjdzie. Można ewentualnie trochę temu “czemuś” dopomóc. Czego Ci życzę !

  3. Ja jak miałam jedno dziecko to była ciągle rozdarta pomiędzy domem a pracą. Tak bardzo chciałam pracowac w domu i spędzac czas z dzieckiem…Ale gdy urodziałm drugie nagle okazało się, że moje największe marzenie nijak ma się do rzeczywistości..W domu byłam wiecznie rozdrażniona, niespełniona, sfrustrowana i suma sumarum – wszystkim wyszło na dobre jak wróciłam do pracy etatowej…
    I dlatego nigdy nie oceniam innych mam, gdyż mnie samej życie zweryfikowała coś co wydawało mi się czymś wspaniałym, ale okazało się, ze nie dla mnie…
    Warto szanowac każdy wybór i tak jak piszesz…dla dzieci najlepsza jest po prostu SPEŁNIONA mama 🙂

    1. Otóż to. Jedna spełnia się w pieleszach domu, zaprawiając słoiki dla dzieci na zimę.
      Druga jest szczęśliwa, gdy przerzuca stosy papierów w biurze. Co dobre dla mnie, nie musi być dobre dla kogoś, a w obu przypadkach chodzi tylko o to : by się w tym odnajdować, być spełnioną i wracać do dzieci z uśmiechem na twarzy.

      Powiem Ci, że u mnie odwrotnie. Przy jednym dziecku byłam mniej zorganizowana, niż przy dwójce :)) ja wiem, że to nie tylko kwestia organizacji, ale tak jak piszesz, poszukania złotego środka.

  4. Hej, Ty wiesz, że poryczałam się? Kibicuję Ci bardzo i jesteś dla mnie motywacją… Wierzę, że i ja kiedyś będę mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem spełniona w każdej sferze życia. :-*

    1. Zwariowała :))
      Chciała bym Wam tylko pokazać, że wyznaczając sobie małe cele, można się podnieść z naprawdę niezłego bagna. Jak się chce. Wtedy nie będzie wymówek, że się nie da.
      Wszystko się da, wystarczy uwierzyć w siebie ( i nie być zachłannym 😛 )

      pozdrawiam Monia

  5. Jestem matką, uczę się, mam partnera- podział tata i mama dobrze nam znany, nie pracuje chociaż próbuję, nie stoję w miejscu, bo nie potrafię, szukam miejsca dla siebie, dla nas.Relaksuję się wieczorami z książką. 🙂 Spełnieni, chociaż z problemami idziemy małymi kroczkami do przodu.

      1. Niektórzy mają bardzo wymagające albo chore dzieci, mówmy tylko Broń Panie Boże i nie osądzajmy innych… bo możemy zaraz wpaść na ich miejsce

  6. Bardzo bardzo mi się podoba. Zgadzam się w stu procentach, że można być jednocześnie matką, żoną, czy kochanką, pracując przy tym czy w domu czy na etacie i realizować siebie.
    Ja sama pracowałam w ciąży do końca, później przerwa…23 miesiące (dla mnie to był cudowny czas spędzony z Córą, ale i czas kiedy brakowało mi CZEGOŚ). Na szczęście mam fajnego męża, który po pracy zostawał z Małą, żebym ja mogła skończyć dziennie studia magisterskie i się obronić (wbrew pozorom USOSweb to super wynalazek), a później kiedy wpadłam na “genialny” plan wybrania się na podyplomówkę wspierał moją decyzję, twierdząc, że jeżeli to tylko pozwoli zrealizować mi siebie…Posiadanie dziecka nie jest przekreśleniem świata. Bardzo fajne stały się spotkania w gronie znajomych, którzy także posiadają dzieci, wychodzenie na place zabaw, gdzie widać obłęd w oczach mojej Oliwki na widok zjeżdżalni 😛 albo teraz kiedy pracuję, moment kiedy odbieram ją ze żłobka i ten szczery pełen miłości uścisk, a wieczorem wspólne czytanie książeczek, czy tańce połamańce.
    Cudownie jest być Matką, cudownie być kobietą zrealizowaną. Każda z nas zasługuje na to, by zgodnie z własną naturą móc być szczęśliwa 🙂

      1. Jestem sama z chłopakami od trzech lat, w moim życiu nic się nie zmieniło, poza tym, że doszła mi praca na etacie, a junior musiał iść do przedszkola, żebym nie płaciła opiekunce. Nadal twierdzę, że się da, choć to trudna logistycznie przeprawa.

  7. Byłam już w takim momencie, że zrezygnowałam ze wszystkiego, byłam marudna, nie do zniesienia. Do szkoły mi się nie chce już chodzić póki co i kasy na ten cel mi sie równiez nie chce wydawać. Zaczęłam pisać blog:) Poznałam patologiczne towarzystwo- chyba dostanę się do fajnej grupy:) Zaczęłam inaczej zerkać na życie. Jest ok. tekst świetny :*

  8. – Jak to chodzisz do szkoły?? A dzieci?
    – Gdzie wyjeżdżasz? Na warsztaty? A kto się zajmie dziećmi?
    – Po co ci jeszcze pacjenci? Przecież masz już pracę. Dziećmi się zajmij!

    I tak w kółko. A ja po pewnym czasie miałam tych dzieci serdecznie dość. Chociaż je bardzo kochałam.
    A przecież żeby kochać innych i umieć dbać o nich, trzeba najpierw kochać i dbać o siebie.
    Od kiedy to robię, jest mi lepiej. Mam czas dla dzieci i dla siebie.

    1. Niedokończony, bo mi komp zjadł połowę i się wkurzyłam 😛
      No więc: żeby dopieścić siebie potrafię teraz wyjechać na weekend na warsztaty szyciowe nie zważając na telefony z komentarzami: a kto dzieciom obiad zrobi?! Jak to kto – ojca mają. Zapisałam się na półtoraroczny kurs krawiecki i odtąd co drugi weekend szyję na potęgę – nie wiem, czy będę pracować jako krawcowa, ale rozwijam swoją pasję i dobrze mi z tym 😀 Do domu wracam okrężną drogą, żeby nałapać świeżego powietrza i słońca. I kombinuję co tu zrobić, żeby pracować inaczej niż do tej pory.

      Aha, ja się w głębokim brodziku potrafię poskładać, tylko czytać w wodzie nie umiem 😛

  9. Ja przez wiele lat byłam samotnie wychowującą mamą w dodatku pracoholiczką, spędzałam miliony godzin w pracy, nie tylko z powodu, że to lubiłam ale też by dać córce wszystko co mają inne dzieci. Dopiero dwa lata temu “się zatrzymałam” i pomyślałam, że najlepsze co mogłabym dać córce to rodzina i mama, która po prostu jest 🙂 Męża mego poznałam w pracy jak można się domyślać, bo był to mój drugi dom 😉 Zanim się związaliśmy on zdążył pracę zmienić ale tęsknota za sobą i tak zrobiła swoje 😉 Ja odeszłam z pracy, dobrowolnie 🙂 wyszłam za mąż i urodziłam synka 🙂 Teraz jestem bardziej szczęśliwa niż w pogoni za karierą. Mam wspaniałą rodzinę, kochającego męża i cudowne dzieci 🙂
    Mogę rzec, że teraz jako mama, żona, pani domu (niekoniecznie perfekcyjna) jestem spełnioną kobietą 🙂
    Oczywiście mam nadal swoje pasje, książki, film, nadal potrafię leżeć w wannie z lampką wina przez 1,5h i odpoczywać na koniec dnia 🙂 bo w końcu też jestem kobietą i choć odrobina przyjemności się należy 😉

    1. Otóż to 🙂 Są rzeczy ważne i pilne i od nas zależy jaki podział zastosujemy.
      Zazdroszczę tego kieliszka wina w wannie, ni jak nie mogę zrelaksować się w ten sposób pod prysznicem o_O

  10. wiadomo najważniejsze to pogodzić pasję z rodziną bo to daje szczęście.
    Fajnie tak mieć pracę w domu. Teraz gdy od 5 miesięcy jestem w domu spędzam dużo więcej czasu z rodziną to nie wyobrażam sobie powrotu do pracy po macierzyńskim.

  11. Trochę Ci zazdroszczę tej pracy w domu. Mnie to tyle godzin nie ma, a jeszcze mam zdalne zlecenia, ale z samych zleceń nie zarobię tyle by starczyło, a szkoda.
    Z dzieckiem można się rozwijać, może czasu ciut mniej, ale jak się chce to można wszystko

    1. “Praca” Matki jest z mojego punktu widzenia umową na czas nieokreślony z nienormowanym czasem pracy 😀
      Moja połówka myśli właśnie nad czymś co mogłaby robić w domu, spełniać się przy tym i cieszyć się każdym dniem z naszą córeczką 🙂

    2. Ja mam nadzieję, że jednak na czas określony ( do osiemnastki 😛 ). Wiem, trochę to naiwne, ale też trochę na to liczę 😀
      Życzę połówce odnalezienie pasji, albo natchnienia i sukcesywnego dążenia do celu.
      Fajnie tak się spełniać.

Dodaj komentarz