Survival…czyli wyjście z dzieckiem.

Wreszcie nadszedł ten dzień.Pogoda dopisuje,obie mamy wolną chwilę.Znaczy ja i kumpela.
Ona z wyrośniętym dzieckiem,ja z mniejszą dwójką.Od kilku dni esemesujemy.
Kiedy,gdzie i o której się spotkamy.
Miasto duże,więc z atrakcji można wybierać.Jej raczej plac kulkowy nie podnieci,więc lepiej wybrać kawiarnię z miejscem,gdzie bezpiecznie można dziecko porzucić i rozkoszować się smakiem Caffe Latte.
Osobiście wolę czarną,sypaną,ale na wyjściu można być bardziej światowym.

Zanim jednak poznamy smak owej Caffe Latte i według alfabetu obgadamy wszystkich znajomych,muszę przejść prawdziwy survival z pakowania,ogarniania się i przemyślanej organizacji.
Pieluchy,chusteczki (bo nie będę tachać ze sobą przegotowanej wody i wacików),kocyk,ubranie na zmianę w razie “W”.A jeszcze soczek,jakiś biszkopt w rękę,co by dzieciom na drogę gębę zakleić.

Oboje wysikani,twarz w miarę czysta,przeczesane to z włosami.Matka ubrana,bardziej wyjściowo niż tylko na plac zabaw.Uczesana.Tusz się w windzie nałoży.
Ust nie maluję bo i tak z nerwów zjem całą pomadkę.
Matka już zdyszana na tym etapie.
I już ma zamek w drzwiach przekręcić,
gdy nagle starszy chce siku.

Młodsze nie pozostaje bierne i chce jeść.Akurat teraz ! Dobra. Starszy do wc,młodsze do
butelki.Je.Beka…ulewa. Fak !
 Przebieramy,znaczy ja przebieram,
bo ono się do współpracy nie kwapi.
Dziecko przebrane i wtedy zauważam plamę na mojej bluzce.
Oszeszkurnajapierdzielę!
Wysyłam smsa “spóźnię się chwilę”.
Muszę bluzkę wyprasować,bo inne jakoś jak z zadka psa wyciągnięte.
Żelazko,gdzie ja mam żelazko ? Rzadko używane to się mści.
I już mamy wychodzić,już prawie jedną stopą jestem za progiem,gdy niemowlę wymiotuje.
Zbyt szybko jadło mleko.Samo,nie że matka je za szybko napoiła,bo przecież to dziecię ciągnie z butelki.
Są więc wymioty,kupa i jeszcze ten cholerny płacz. Na to wszystko wchodzi starsze dziecko,jakieś zielone.
Co Ci jest ? Nie wie. Brzuch go boli,dotykam czoła,chyba gorączka,chyba  40 stopni.Znacie to,jak dziecko przed chwilą rysujące kredą po ścianie,na waszej nowej tapecie,nagle w jednej sekundzie traci wigor i przelewa się przez ręce ?
Czopik i miętowa herbata.W między czasie młodszemu masuję brzuch,co by mu się tam wszystko ponaprawiało.Jeszcze sms “awarię mam,zaraz napiszę co i jak”.
Próbuję ratować sytuację.Pot mnie zimny olewa.Bluzka ma już plamy pod pachami.Cholera.
Przychodzi sms “odwołujemy spotkanie,starsza chyba ma różyczkę,zdzwonimy się”.
O żeszfak ! Dupa blada.
Siadam.Siadam na kanapie by emocje ze mnie zeszły.
Nagle dzieci me dostają ozdrowienia.Młodsze radośnie gaworzy,puszczając bąki,mimo iż czopka jeszcze nie dostał.Starsze oświadcza,że jednak tylko mu się wydawało z tym brzuchem.A gorączka ?
Twarz mył w bardziej niż ciepłej wodzie.
Ożeszjapierdzielę !
Włączam tv.Przecież my nigdzie nie musimy wychodzić. Pooglądamy tv.
Tam to ludzie mają życie.
Zaplanowane,skrzętnie poukładane.Wręcz idealne.
Na kawę zdążę się jeszcze umówić.Może tak za szesnaście lat.

Póki co w domu się napiję,sama.

pozdrawiam
L.

Komentarze

9 thoughts on “Survival…czyli wyjście z dzieckiem.

  1. Oj tak 🙂 Dlatego ja gdy kogoś mamy odwiedzać to zapowiadam się na 98 % około 13 – 15 😛 mam dwie godziny zapasu na awarie i przeważnie jestem piętnaście po … 15 😀 Tak że planowanie u nas to strata czasu, zwłaszacza że u nas czwórka do ogarnięcia 🙂

  2. mój plan na wyjście: wiadro melisy – wtedy nikogo nie zabiję , perspi-block – podwójna dawka i plam pod pachami nie ma ( za to jakoś dziwnie po plecach spływa ), spakować stado i wrócić od furtki bo wsystkim siusiu sie chce ,a któremuś kuppkę jeszcze

  3. Niki: Dobrze,ze mialas w domu kawe:) Nam sie nawet udaje wyjsc wedlug planu,ale jak napisala Kama,zapraszanie do siebie jest pewniejsze.Tylko,ze dla matki wielka atrakcja jest wyrwac sie z domu:)

  4. No tak, z dwójką pewnie tak jest. My na razie z jednym jakoś dajemy radę, torba zawsze przezornie spakowana – to nic, że wafel ryżowy czasem i tygodniowy – suche to, więc się nie zepsuje, a małe i tak zje. Najważniejsze wziąć pieluchy, chusteczki i wodę do picia lub zrobienia mleka – jak była jeszcze na mleku non-stop. Resztę jakoś się ogarnie. A żelazko to jakiś przeżytek – po co się prasować, skoro za 10 minut po wygibasach przy dziecku samo się wszystko na Tobie naprostuje? I też nie polecam karmienia na szybkiego – zawsze się kończyło tak jak u Was. Tylko, że u nas samo wyjście poza próg domu powodowało tajemnicze uspokojenie nawet głodnego dzieciucha, więc wystarczyło gdzieś dojechać (najlepiej miejskim, bo tyle ciekawego dokoła) a na miejscu zrobić na spokojnie. Mimo wszystko życzę wcześniejszego wyjścia na kawę 😉

  5. Ojeeeju, a ja zaraz będę mamą i pewnie też tak na kawę nie będę się mogła wybrać. Już teraz mi problem sprawia odzianie brzucha mojego wielkiego.

  6. haha:) dlatego ja nawet nie planuję wyjść… mię się odwiedza w mym domu:) ale jak już bym się gdzieś umówiła to zawsze wstaję jakaś godzinę wcześniej jakoby wyprzedzić wypadki co i tak nie nie wychodzi – naiwnie odbieram sobie godzinę snu:)

Dodaj komentarz