Bałagan pod kontrolą- zaplanowane trzy kupy szczęścia!

Nie pierwszy raz podkreślam, że w codziennym życiu staram się odróżniać rzeczy ważne od pilnych. Dzięki temu, mam nie tylko czas dla siebie i swoich dzieci, ale także posiadam przeświadczenie, że mimo wszystko panuję nad chaosem wokół siebie. Oczywiście chaos ten, choć zapewne nie widać tego na pierwszy rzut oka, jest chaosem zaplanowanym i bardzo przemyślanym, jednak ogarnięcie go jest możliwe tylko przeze mnie, z bardzo prozaicznego powodu- tylko ja rozumiem schemat jego działania.

Artystyczny nieład

Jak mówią: to, co jest normalne dla pająka…jest chaosem dla muchy. Tak więc piętrzące się na biurku książki, które czekają na przeczytanie i recenzje, dla Was będą rosnącymi w oczach słupami sięgającymi do sufitu, a dla mnie to konkretny plan czytania, podzielony na trzy słupki, z których każdy opatrzona jest etykietą. Etykiety te pozwalają mi  rozporządzać zarówno czasem, który przeznaczam na czytanie (to ta kupka z wielkim napisem: pilne, na wczoraj!), tematyką, na którą mam ochotę (reportaże i biografie najpierw), oraz z tą, która rośnie z powodu braku chęci na podjęcie tematu (nie karzcie mi tego czytać: romansidła). Naturalnie przy takim podziale, sterta książek “pilne” i tych “najpierw”, bardzo ze sobą kolidują, stąd moja nienawiść do deadline’ów i wieczna walka ze sobą, co najpierw: obowiązek czy przyjemność? Taka odrobina pikanterii w moim życiu.

Nie inaczej jest z rosnącymi trzema kupkami w łazience. Tu również, dla Was niezrozumiały chaos i bałagan, dla mnie ważny sygnał, że czas: a) zrobić pranie, b) wyprasować pranie, c) ułożyć pranie do szafy. Przy czym tutaj następuje mały problem przy kupce (borze zielony- powiało lukrowanym parentingiem) “b” i “c”. Wyjaśniam. Tak, jak nie gustuję w facetach poniżej 170 cm, ciastkach bez czekolady i pizzy bez podwójnego sera, tak pałam równą niechęcią do prasowania. Zatem, kupka “b” powiększa się, nie dając szansy na rozwój kupce “c”. Ubolewam, ale zasadę podziału pielęgnuję. 

Zorganizuj się kobieto

Przecież to ważne i zdecydowanie ułatwia funkcjonowanie, gdy prowadzimy zorganizowany tryb życia. Ja wiem, że wśród Was, są wyznawczynie list, kalendarzy i aplikacji w telefonach, które co do minuty wyznaczają Wam kolejne czynności
( niczym Chodakowska), które należy wykonać by tryumfalnie zakończyć dzień, z okrzykiem “Wszystko zrobiłam! Czas na odpoczynek…o kurde już po północy…”

Jednak moja filozofia życiowa, nie pozwala mi funkcjonować według takich schematów. Czy to znaczy, że marna ze mnie gospodyni? Otóż nie! Tutaj należy zauważyć, że liczy się nie sposób prowadzenia zorganizowanego życia, ale efekt, który dzięki temu osiągamy. Zatem, mój trójpodział dla różnych obowiązków domowych, choć wydaje się być solą w oku perfekcyjnych pań, to jednak z moim przypadku sprawdza się znakomicie, pozwalając mi, jak wspomniałam na samym początku- odróżnić rzeczy ważne od pilnych.

Jeśli coś jest głupie ale działa to nie jest głupie

Co prawda chodzą plotki, że są domy, w których nie ma takiego miejsca jak półka/regał/szuflada, która jest Narnią i mieści absolutnie wszystko, ale ja w to nie wierzę! W moim domu, są (co Was pewnie nie zaskoczy), aż trzy takie miejsca i one doskonale pełnią swoją funkcję.

Pierwsze z nich to wielka drewniana misa na owoce, w której na próżno szukać bananów i jabłek. Znajdują się w niej za to okulary słoneczne, klucze, nieprzeczytana korespondencja, kilka niedobrych cukierków, po które z “braku laku” i tak kiedyś sięgnę, oraz lakiery do paznokci i zapasowe skarpetki do baletek. To bardzo ważne miejsce w moim domu, bo tam zawsze jest to, czego akurat szukam, lub potrzebuję.

Drugie takie miejsce, to niezwykle tajna metalowa puszka, ukryta w szafce poza zasięgiem dzieci , w której ukrywam słodycze, zapasowe baterie, tabletki na uspokojenie i kilka innych dorosłych rzeczy, które absolutnie nie powinny ujrzeć światła dziennego, a już na pewno nie podczas  wigilijnej kolacji, czy innej rodzinnej imprezy. Po co czuć zażenowanie w takich rodzinnych momentach 😉

Wreszcie trzecie miejsce to szafa na dokumenty. I tu Was bardzo zaskoczę, ale to jedyne miejsce w moim domu, w której panuje absolutny porządek niezależnie od pory roku, mojego nastroju i nastrojów politycznych w kraju. Nieskazitelna kompozycja z papierów, podzielona na trzy odrębne półki, z których każda należy do innego członka rodziny. No dobra, dwóch członków i mnie. Dla niektórych z Was będzie to zaskoczeniem, ale moje niepełnoletnie dzieci, z racji dziwnych życiowych wyborów ich rodzicielki, rodem z Mody na sukces- mają jak na swój wiek, bardzo pokaźne teczki dokumentów sądowych, których pozazdrościł by im nie jeden boss z kartelu narkotykowego. Zatem wszystko jest nie tylko posegregowane, ale i opisane, jak w tajnym archiwum FBI. Dzięki temu, nawet obudzona w środku nocy przez agentów z CBŚ, jestem w stanie wskazać w której teczce znajduje się dany dokument.

Pieczołowicie przechowuję również swoje dokumenty, wśród których są np. nieliczne umowy o pracę, tona umów zlecenie, dzięki czemu każdego dnia mogę sobie otworzyc teczkę i potwierdzić, że na emeryturę to ja nie mam co liczyć, chyba, że wygram pięć baniek w totka, albo poznam na Tinderze jakiegoś  szejka arabskiego z rafinerią ropy. Rachunki, faktury, po-kserowane paragony (np. ten który daje gwarancje na 5 lat mojej lodówce, a nie skserowany wyblaknie po 4 latach i 363 dniach, dzień wcześniej niż owa lodówka ulegnie autodestrukcji, przez co nie będę jej mogła reklamować) Jest tam również znienawidzona czerwona (a jakże) teczka, z opisem “do zapłaty”. Nie lubię w nią zaglądać, przez co czasami listonosz zostawia mi awizo w skrzynce i muszę się fatygować na pocztę, mimo, że cały dzień siedziałam w domu.

Jednak dzięki temu uporządkowaniu dokumentów, czuję i żyję w przeświadczeniu, że prowadzę bardzo dobrze zorganizowane życie. I w takich momentach, kiedy kupki książek i prania się piętrzą niczym bajkowa fasola rosnąc do krainy mieszkających na chmurze olbrzymów- ja mogę otworzyć swoją szafkę na dokumenty, popatrzeć na ten idealny, zorganizowany porządek, żyjących w pełnej symbiozie dokumentów i poczuć zen, bo to co najważniejsze mam pod pełną kontrolą i absolutnie nikt mi nie powie, że panuje tutaj niezrozumiały chaos.

I wbrew presji społeczeństwa na posiadanie bardzo zorganizowanego perfekcyjnego życia, ja jednak będę Was namawiała, żebyście żyli po swojemu, według Wam tylko znanych schematów, a porządek to sobie zróbcie w dokumentach, bo za niezrobienie prania, nikt Was nie wsadzi do więzienia, a za brak PIT’u z 2013 roku, już tak 🙂 

Jak długo przechowywać dokumenty?

                   Jak długo przechowywać dokumenty?

 

Komentarze