Na naukę przyjdzie jeszcze czas

Okres jesienno- zimowy jest dla Juniora okresem więzienia. W dobie obecnych obostrzeń więzienia o zaostrzonym rygorze. Ani obecna sytuacja, ani panująca aura nie sprzyja dziecięcej potrzebie wyszalenia się, wybiegania i bycia z kolegami. Do tego początek roku szkolnego, zdalna nauka, ogrom materiału do przerobienia, niewiele czasu podczas 30 minutowych lekcji. My jako rodzice jesteśmy pełni frustracji, a co dopiero dzieci, którym nagle przerwano beztroskie dzieciństwo jakie znali i kazano trzymać się sztywno wytyczonych ram, bez kontaktu, bez bliskości, w oparach środków dezynfekujących. 

Pierwszy look down był korzystny dla starszaka, który mógł skupić się na nauce do egzaminów ósmoklasisty, jednocześnie był porażką dla pierwszoklasisty Juniora, dla którego odrabianie lekcji z maili było po prostu mało atrakcyjne, tym bardziej, że czekał na moment, aż pójdzie do szkoły. Nie było Pani, nie było kolegów, była mama, która po powrocie z pracy goniła do lekcji, żeby zdążyć z odrobieniem i wysłaniem przed nocą.  To był ciężki czas.

Teraz Junior ma lekcje online i są one dla niego o wiele bardziej ciekawe, niż te w pierwszej klasie. Widzi Panią, widzi kolegów, rozmawiają, pokazują sobie miny, porozumiewają się na migi, pokazują sobie koty, jest chwilami głośno, chwilami cicho. Grają wspólnie online na przerwach, rysują Pani serduszka na wirtualnej tablicy, słychać charakterystyczne “Proszę Paniii…”. Pani przywołuje ich do porządku, wywołuje do odpowiedzi, chwali postępy, podpowiada co poprawić, pokazuje dodatkowe materiały, które przygotowała. Jest ciekawie, jest  odrobinę tak, jak powinno być. Są dziećmi, nie mailem w dzienniku elektronicznym.

Przez pierwszy i obecny rok szkoły, junior był w niej około 6? 7? miesięcy. Łącznie! I mimo, że to ja (w oparciu o przesyłane materiały) podjęłam się nauki dziecka, to doskonale zdaję sobie sprawę, że przekazałam ją w formie okrojonej, często w pośpiechu, niewystarczająco.  Ze starszakiem skupiliśmy się najbardziej na przedmiotach egzaminacyjnych. To było szaleństwo. Wracałam z pracy, podawałam obiad, siadaliśmy do lekcji z juniorem…kąpiel, kolacja, siadaliśmy do lekcji ze starszakiem. To było jak wyścig, żeby zadowolić nauczycieli, żeby przerobić materiał, żeby nie otrzymywać ciągle maili z przypomnieniem, że jeszcze to i to i to. Żeby się nie tłumaczyć, że plik nie przeszedł, że nie wysłało, że się nie zdążyło, że dziennik przeciążony. Presja. Wariactwo, nikt z nas nie był na to gotowy, ani dzieci, ani rodzice, ani nauczyciele. 

Po rozmowie z innymi rodzicami, z koleżankami, po przeczytaniu wielu komentarzy pod wpisami odnośnie zdalnego nauczania, podjęłam decyzję, ten rok będzie inny.

Bojkotujemy wyniki. Ja bojkotuję. 

Postanowiłam, że zadbam w pierwszej kolejności o zdrowie psychiczne chłopaków, bo obecna sytuacja wpływa na nich znacznie, mimo iż bardzo się starają, by się w niej odnaleźć. Nie chcę frustracji, że z czymś nie zdążyli, nie chcę ich popędzać, nie chcę przejmować się rozłączonym Internetem, czy trwającą godzinę aktualizacją komputera. Nie zwracam na to uwagi, ufam im, że to co robią, robią w sposób wystarczający, najlepiej jak potrafią, a ja jestem tylko po to, by im pomóc, by wesprzeć, by podpowiedzieć- jeśli poproszą. Pytam, pomagam, jestem. Staram się spędzać z nimi więcej czasu osobno, więc wieczory są nadal dla mnie i starszaka, za to popołudnia dla juniora. Angażuję, proponuję aktywności, lenistwo, odpoczynek, czy spacer. Odciągam ich od nauki, gdy widzę, że zamiast skupienia jest frustracja, złość, czy smutek. Wracamy do niej dopiero wtedy, gdy zresetują głowę. To jeszcze za krótko, by stwierdzić z  całą pewnością, że ta taktyka działa, ale już teraz widzę, że nie czują takiej presji, że pracują z nauczycielem, że zgłaszają się do odpowiedzi, że starają się wycisnąć maksimum z tego, co jest na lekcji. A potem jest dom, rodzina, pasje, spacery i wspólny czas. Lenistwo i głupoty, beztroski śmiech. Rodzina.

Gramy w planszówki, oglądamy po raz setny ulubione bajki i filmy, tworzy gluty, robimy pizzę, gramy na xBox’ie. Może właśnie po to jest ten czas, by trochę zwolnić, by bardziej nacieszyć się sobą, by zamiast gnać na kolejne nawet ulubione! dodatkowe zajęcia- puszczać bańki na balkonie.  Przecież nie ma nic złego w  tym, że zamiast robienia dodatkowego zadania dla chętnych, oglądaliśmy setny raz Coco głaszcząc leżące na kolanach koty, prawda? 

Świat stanął na głowie, kraj stanął na głowie, my ciągle odczuwamy presję, pośpiech, stres. Po co sobie dokładać, po co nam poczucie ciągłej konieczności zadowalania innych. Może właśnie tego nam trzeba, gdy zostaliśmy zamknięci z rodzinami w domach- by zwolnić. Otaczająca rzeczywistość wystarczająco nas stresuje, więc niech dom będzie tym miejscem, gdzie znajdujemy to, czego nam najbardziej teraz trzeba: spokój, bezpieczeństwo i chwilę oddechu. Nasz azyl, wykreowany przez nas, spełniający nasze oczekiwania, pozwalający nam oderwać się od tego, co na zewnątrz. Niczego nam teraz bardziej nie potrzeba, wszyscy czekamy, aż zostanie nam zwrócone nasze dotychczasowe życie, komfort psychiczny, ale zanim to się stanie możemy sami kreować dzisiejszą codzienność, zwalniając, odpuszczając i ciesząc się tym, że to co najważniejsze mamy pod ręką. Siebie.

 

I pamiętajmy, że nie wszyscy mają tyle szczęścia, nie wszyscy mają takie możliwości. 

Więc doceńmy i czerpy z tych chwil tyle, ile się da.

Jeszcze będzie normalnie, jeszcze przyjdzie czas na naukę.

Teraz po prostu zatroszczmy się o siebie.

Wszyscy.

 

Komentarze