Przyjaźń zaczyna się przy flaszce

Kobieca przyjaźń zaczyna się przy flaszce, przynajmniej w moim życiu, jest ich największy odsetek (oddziesiątek właściwie 🙂 Co Was zapewne zdziwi, to większość moich przyjaciółek poznałam właśnie przez flaszkę… z mlekiem. Jakoś tak się dziwnie składa, że w momencie zostania matką, szuka się towarzystwa innej matki. Kolejnym dziwnym trafem, te moje flaszkowe przyjaźnie, to znajomości z internetów. Fora, blogi, media społecznościowe, bezkresne horyzonty matek, madek i potencjalnych przyjaciółek. Co dziwne 90% z nich udało mi się przenieść do realnego życia i teraz, gdy nasze dzieci już podrosły, możemy spotykać się przy innych flaszkach, przyjemniejszych, wywołujących uśmiech na naszych twarzach. If you know what i mean.

Piszę Wam o tym, ponieważ zapytano mnie ostatnio o fenomen moich przyjaźni, dzielonych bezkresnymi polami kilometrów, gdzie spotkania są okazjonalnie, nikt sobie nie wysyła kartek na święta, nie przychodzi niezapowiedzianie z szarlotką w niedzielę, nie podrzuca sobie dzieci i co najważniejsze nie spotyka się nieplanowanie (bo musicie wiedzieć, że absolutnie każde spotkanie, to jest misternie zaplanowany wypad, którego ustalenia  zawsze trwają, co nie umniejsza magii tych spotkań). One trwają i ewoluują w dość obiecujący sposób w kierunku ostatnich flaszek naszego życia, to znaczy kroplówek z morfiną, lub wlewów z lewatywą. Jedna rzecz zdecydowanie łączy moje przyjaciółki, mianowicie stojąc przed półką z alkoholami, żadna z nich nie zapyta: Wódka, wino, whisky? Co pijemy? Ona zapyta, w jakiej kolejności! I ja to bardzo szanuję w momencie, gdy dochodzi do naszego spotkania, po długim czasie wycierania paluchami klawiatury w laptopie, bo na szczęście, ta w telefonie już się nie wyciera. Teraz, gdy mamy wyszarpane chwile dla siebie, żadna z nas nie pyta, jakie mamy plany na wspólny wieczór. My wiemy, że te plany się chłodzą.

Po co komu przyjaciółka korespondencyjna 

Korespondencja jest podstawą naszej komunikacji. Dlaczego tak, a nie rozmawiając przez telefon. Ponieważ: DZIECI. Kiedyś rozmawiałyśmy, ale rozmowa z kimś, kto ma wokół siebie dzieci, to jak rozmowa z chorym na Tourette’a: “Chętnie spotkam się z Tobą na obiad NIE LIŻ TEGO, co proponujesz?” Kumacie prawda? Oczywiście to nie jest tak, że my w ogóle do siebie nie dzwonimy, jednak nauczyłyśmy się wyszarpywać sekundy na komunikację i do perfekcji opanowałyśmy przekazywanie ważnych informacji w jak najkrótszych wiadomościach. Nadrabiamy, gdy uda nam się w końcu spotkać, choć wtedy ta komunikacja wcale nie wygląda inaczej, bo kiedy po długim czasie niewidzenia się, ona mówi mi, że chudnę w oczach, nie ciesze się, bo wiem, że zaraz doda “szkoda, że nie w dupie”. Ale wracając do pytania, po co? Ponieważ mimo tego całego codziennego zgiełku mam ten spokój wewnętrzny, że w razie czego choć nie ma jej namacalnie obok, to jest po drugiej stronie ekranu i zawsze, ale to zawsze wesprze mnie w chwili kryzysu. Oczywiście, wszystko zależy od tego, czego ten kryzys dotyczy, bo często jest tak, że ja gnam z mega ważną informacją, aż mnie się klawiatura pod palcami pali, a on wysyła mi tylko płaczącą ze śmiechu buźkę i następuje cisza. I ja mam tę świadomość, że ona mi zaraz pomoże, za chwile napisze coś wspierającego, podnoszącego na duchu, tylko najpierw musi przestać się śmiać.

 

Przyjaciółka mam to w dupie

Za moment miną cztery lata odkąd moje życie, z dnia na dzień posypało się jak domek z kart, tylko po to, by dzięki sile przyjaźni wynagrodzić mi wszystko po stokroć. To był wspaniały moment na zweryfikowanie przyjaźni, bo pokazał mi ile moje fatalne samopoczucie i brak planu na cokolwiek poza przetrwaniem kolejnego dnia w zadłużonym mieszkaniu – znaczy dla tych bliskich, którzy deklarowali, że będą mnie wspierać. Wtedy okazało się, że zupełnie obcy ludzie znaleźli czas, by napisać krótką wiadomość, żebym podniosła głowę do góry, a Ci, na których liczyłam, nie mieli chęci, by napisać chociaż mało budujące “trzymaj się”. One napisały, żebym miała to w dupie. I ja wtedy, w ogóle tego nie zrozumiałam, bo przecież zawalił mi się świat, ale one dobrze wiedziały, że nic mnie tak nie postawi na nogi, jak kubeł zimnej wody na głowę i opracowanie planu działania. I zrobiły to za mnie. Dla mnie. I dziś jestem tu gdzie jestem. Dzięki tej dupie, w której byłam, z której one wyprowadziły mnie z niej z uśmiechem na twarzy. Co ja bym bez ciebie zrobiła?-pytałam niejednokrotnie, a one wtedy odpowiadały: Żyłabyś bez problemow. Więc ja sobie te problemy bardzo cenię. Bardzo. Miewamy owszem chwile, gdy nie rozmawiamy, gdy coś zgrzyta, ale wszystkie te drobne zwady nie są w stanie przysłonić nam tego, że jesteśmy dla siebie. Zawsze. Zresztą doskonale wiemy, jak takie złe momenty odkręcić. Korkociągiem w prawo. Wszak powszechnie wiadomo, że przyjaźń opiera się na solidnych fundamentach.  Alkoholu, sarkazmie, śmiechu i nienawiści do tych samych osób.

 

O sile damskiej przyjaźni

Gdy sięgnęłam po Trzykrotkę, czytając zapowiedź, miałam wrażenie, że ktoś ukradł i opisał moją historię sprzed 4 lat, że ktoś na wskroś zna moje przyjaciółki, że w fantastyczny sposób zebrał te wszystkie mniej i bardziej racjonalne chwile, wydał książkę i zgarnął za to moją kasę!

Alicji zaczyna walić się cały świat i dowiaduje się o zdradzie męża, niezwłocznie wyprowadza się z domu. Mieszkanie, który wynajmuje jest w opłakanym stanie, wymaga remontu oraz zakupienia niezbędnego wyposażenia. Alicję wspierają przyjaciółki. Przyjaciółki wpadają na zwariowany pomysł i postanawiają wydawać czasopismo literackie. Jego wdzięczna nazwa „Trzykrotka” ma przyciągać czytelników, gdyż pod takim tytułem jedna z nich prowadzi cenionego bloga recenzenckiego.  Kobiety zawsze mogą na siebie liczyć, są dla siebie oparciem, mimo iż każda z nich wzmaga się z życiowymi problemami. No heloł. It’s my life!

„Trzykrotka” to przede wszystkim niezwykle ciepła powieść o potędze prawdziwej przyjaźni. W tej książce jest absolutnie wszystko. Wspaniała przyjaźń, która pozwala nie tylko walczyć z problemami dnia codziennego, ale przede wszystkim pozwala zawalczyć o marzenia i nowy początek. Są wspólne tarapaty, w które wpadły, jest kusząca niewiadomą tajemnica. Ale autorka nie usuwa na boczny tor innych problemów, które w takich życiowych zawirowaniach się pojawiają. Porusza temat relacji między dziećmi a rodzicami, przedstawiając przykład nadopiekuńczości, ale również skrajnej nieodpowiedzialności, czy egoizmu matki. Pod postacią subtelnej, przyjemnej powieści czytelnik odnajduje skomplikowaną problematykę, skłaniająca do głębszych refleksji i zadumy. Bardzo spodobało mi się, iż powieść porusza tematykę blogosfery, a także problemów, które ostatnio dość często dosięgają tej działalności. Mowa o wszelkich próbach przekupstwa czy wykupywania pozytywnych recenzji. Pisarka ewidentnie staje po stronie szczerych, subiektywnych opinii, jakich powinno być w Internecie jak najwięcej.

 

 

 

W księgarni taniaksiazka.pl znajdziecie także inne powieści dla kobiet w dziale książki dla kobiet.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Do końca wakacji możecie skorzystać z promocyjnej oferty korzystając nawet z 80% rabatu na książki.

Kliknij w baner i dowiedź się więcej 🙂

 

Komentarze