Samodzielne macierzyństwo- nie takie straszne, jak je malują.

Zawsze jak czytam, że samotna matka, ma większe jaja niż niejeden facet, to parskam śmiechem. To ten facet miał większe jaja, że zwinął manele i wypisał się z tego całego majdanu, jakim jest pole bitwy zwane macierzyństwem. Tak, tak, już słyszę pojedyncze parskanie z oburzenia, chrząkanie pod nosem i ciche przekleństwa, jak ja w ogóle mogę tak myśleć. Myślę, a myśli moje to niewyczerpane pokłady sarkazmu, ironii i dystansu do tej sytuacji.

Musiałam się zdystansować, bo inaczej była bym jedną z tych użalających się nad sobą i życiem kobiet, które nie miały siły i chęci by odczarować samodzielne macierzyństwo. Samodzielne, nie samotne- bo powiedzmy sobie prawdę, bycie matką to wiszący u nogi nieletni nawet podczas intymnej chwili jaką jest dwójeczka w toalecie. Nie skupisz się, nie poczytasz, patrzysz tylko by nie zeżarł całej kostki z kibla i nie zrzucił ci z najwyższej półki w łazience perfum, na które zrzuciły się wszystkie przyjaciółki, żebyś w razie randki, mogła spryskać się odrobiną luksusu za miesięczną pensję i poczuć się wyjątkowo.  Oszczędzasz więc go na tę nie wiadomo kiedy następującą chwilę, a póki co stoi w honorowym miejscu i wygląda…jakbyś przetrwoniła 500+ dziecka, na swoje zachcianki.

W sumie doszłam do takiego konsensusu, po dwukrotnym zostaniu samodzielną matką, że kobiety nie w samotnym samodzielnym macierzyństwie powinny doszukiwać się tragizmu sytuacji, tylko w fakcie, że zostały bez faceta. To, że dzieci zostają często bez ojca, to zupełnie inny temat, więc skupmy się na kobiecie. Faceci są jednak do zastąpienia, a niepełna rodzina w dzisiejszych czasach nie jest czymś, za co wyrzucają z wioski i opluwają na ulicy, na stosach też już nie palą. Czy więc jest to dramat? Nie sądzę. Jestem przecież nadal taką samą matką jak ty i ty. Nasze macierzyństwo niczym się nie rożni, poza faktem, że to co ty możesz dzielić na dwoje, ja muszę zrobić w pojedynkę. Umówmy się zatem, że po prostu zwiększył mi się poziom trudności w byciu matką, ale czy jest to powód by ciąć sobie żyły tępym klockiem lego?

Oczywiście, możesz sądzić, że masz lepiej, bo gdy skończy się mleko, wołasz starego, żeby skoczył do sklepu, a ty oddajesz się robieniu kolacji, próbie czytania książki, malowaniu paznokci, czy sprzątaniu. Ja czekam na takie chwilę, bo wtedy nawet niewymalowana i nie uczesana, wybiegam z domu rzucając do nieletnich “nie pozabijajcie się” i idę do sklepu. Idę na druga stronę ulicy, krokiem wolnym. Bardzo wolnym.  Oglądam te mleka z każdej strony, czytam skład (jakby to miało dla mnie jakieś niewyobrażalne znaczenie), waham się, w końcu staję przed działem z książkami i macam je, oglądam, czytam trochę. Kontempluje sobie nad kształtem jabłek, nad długością kabanosów, po czym wracam do domu, krokiem równie powolnym. Zauważyłyście, że banany są coraz bardziej proste? Tak jest, że w samodzielnym macierzyństwie wyjście do sklepu, jest jak nieplanowany urlop. Dbam zatem o to, by mieć go jak najwięcej.

Masz lepiej, jeśli Twój facet odbierze Ci dziecko z przedszkola, pójdzie za Ciebie na wywiadówkę, albo wymiennie bierzecie wolne z pracy, bo akurat dziecko zachorowało. Ja się nie wywinę. Muszę wtedy liczyć sama na siebie, ale dzięki poukładanemu harmonogramowi dnia jakoś udaje mi się sprostać i to w sumie bez większego wysiłku. Awaryjnie są dziadkowie, bez których fakt, było by ciężko, ale czy nie do ogarnięcia? Podczas gdy ty spędzasz romantyczne wieczory z facetem na kanapie, ja spędzam romantyczne wieczory na kanapie w towarzystwie netfixa i pudełka ptasiego mleczka. Czasami nawet zdarza się, że podczas tego oglądania, ktoś mnie smyra, bo akurat nieletni postanowił, że dzisiejszej nocy mam mu robić za termofor.

Nie mam gorzej, bo wiem, że mogę liczyć tylko na siebie, to jednak mniej rozczarowań. Z założenia robię więc wszystko tak, by zbytnio nie komplikować sobie życia. Wstaję rano, pije kawę, robię kanapki, szykuję nieletnich do placówek, odwożę i biegnę do pracy. Po pracy odbieram dzieci, robię zakupy, gotuję obiad, robimy lekcje, idziemy na spacer, albo gapimy się na Gumballa. Potem oni idą spać, a ja mam wreszcie czas dla siebie. Z tego egoizmu, moje dzieci chodzą spać o 20:00. Dobrze mi z tym. czasami ktoś wleci na późną kawę, czasami mam luksus bycia sama ze sobą, a czasami po prostu padam w drodze do łazienki. Pewnie masz podobnie, nawet jeśli masz wsparcie faceta. Więc nie mam źle, masz tak samo. Tylko mi nikt nie chrapie nad uchem i nie podpierdziela mi kołdry.

Plusem jest to, że sprzątam po trzech, a nie czterech osobach, że nikt nie nie rozrzuca skarpet po chacie i nie wpierdziela mojej skitranej czekolady. Wino w pojedynkę starcza na dłużej, a zaoszczędzone na dodatkowym świątecznym prezencie pieniądze, mogę wydać na siebie. Nie współczuj mi więc, tego, że jestem sama, jako matka powinnaś wiedzieć, że bycie samą ze sobą, to w macierzyństwie chwile luksusu i ja go bardzo doceniam.  

Więc jeśli masz łeb na karku, jesteś zaradna i chętna do podjęcia wyzwań rzucanych przez życie, nie pozwól sobie przypiąć łatki, biednej, niezaradnej samotnej matki. Samodzielności nie można się wstydzić. Żyj pełnią życia, ciesz się z małych rzeczy i nie pozwól, by ktoś Ci wmówił, że twoje wybory są złe. Czasami tak trzeba, czasami tak jest lepiej, czasami tylko tak można zapewnić sobie spokojne życie.  Zycie to suma rożnych wyborów, ale to zawsze są Twoje wybory, trudne, wywołujące lęk, panikę, pytania. Jednak niezależnie od tego co to będzie, nie pozwól się temu pokonać. 

Samodzielne macierzyństwo nie pozbawia Cię radości życia, spełniania swoich pasji, życia po swojemu, chyba, że mu na to pozwolisz, ale przecież skoro jesteś w stanie ogarnąć ten cały majdan wychowania dzieci, to odpowiedz sobie sama, czy dasz się pokonać drobnym niepowodzeniom? No własnie!

Szybko dostrzegłam plusy sytuacji, bo po pierwsze jestem bardziej zorganizowana i zdyscyplinowana. Nie ma dla mnie sytuacji nie do ogarnięcia, a wszystko co robię pozwala mi ułatwić sobie życie i umilić czas. Dzięki temu, mogę pracować na etacie, spełniać swoje pasje, mieć czas dla dzieci i dla siebie. I choć czasami bywa trudno, to nie czuję, że się poświęcam, nie czuję ciężaru bycia pozostawioną samą sobie, bo nauczyłam się jednego, jest źle tylko wtedy, gdy pozwolimy by było źle. Nie mam tylko drugiej pensji, dodatkowych rąk do dzieci i nie ma mi kto umyć pleców. Zawsze jednaka jest jakieś wyjście z sytuacji, tylko trzeba go poszukać. Poszukiwanie nie sprawdza się tylko w przypadku pochłoniętych przez odmęty pralki skarpetkach. Wszystko inne się znajduje. Z wszystkim innym sobie poradzisz.

 

Komentarze