Kilka late temu, postanowiła przepakować swój bagaż doświadczeń, na bardziej podręczny i zacząć wszystko od nowa. Nie wyparła się tego, co się stało. Przyjęła t z pokorą i postanowiła wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość. Starała się. Starała się, by nawet pochmurny dzień okraszony był słońcem, była szczęśliwa. Żyła sobie w tej nieważkości szczęścia w poczuciu wewnętrznego spokoju. Czuła się kochana. Bardzo kochana. Czegóż chcieć więcej od życia ?
Nadszedł dzień, który uświadomił jej, w jak wielkiej i wymyślnej machinie iluzji żyła. Jej kolorowe sny, rozprysły się na milion maleńkich kawałków, niczym witraż, w który rzucono kamieniem. Strugi światła, odbijały się jeszcze przez chwilę, w kolorowych szkiełkach, po czym jak ogromne łzy upadły na ziemię. Nadal były piękne i kolorowe, tyle, że nie przedstawiały już żadnej wartości. Czar prysł. Iluzja przeobraziła się w rzeczywistość. Słodki pocałunek w przygryzioną wargę i tylko kocham brzmiało gdzieś oddali niezmiennie. Jednak ciszej. Jednak beznamiętnie.
W jednej chwili, to co było definicją wszystkiego, stało się definicją porażki. To co miało być na zawsze, okazało się być tylko na chwilę. Ramiona, które miały ją chronić przed złym, odsunęły się od niej już przy pierwszym ciosie, wymierzając jej siarczysty policzek przegranej. Po jednej przegranej bitwie, oddano walkowerem całą wojnę. Nie była na to przygotowana. Nie spodziewała się. Stała niema, bez reakcji, bez choćby mrugnięcia oka. Nie wierzyła, że to w czym pokładała całe serce, jest rakiem, który ją zabije, pomału zjadając od środka. Nie miała przećwiczonej mowy na takie zdarzenie. Ne wiedziała, którym rodzajem łez płakać. Tymi przegranymi, tymi z bólu, a może tymi z tęsknoty. Stała, a jej dusza powoli ulatywała ku nicości.
Zrozumiała, że fakt poddania się przy pierwszej porażce oznacza, że tak naprawdę nikt o nią nie walczył. Stała, próbując przed samą sobą wyjaśnić, co się tak naprawdę stało. Czy jest możliwe, by aż tak się pomylić ? Czy jest możliwe, by tyle lat udawać ? Czy jest możliwe, by w sekundzie zburzyć zamek, który tak wytrwale się budowało ? Czy naprawdę jedna przegrana, może skreślić w naszych oczach drugiego człowieka, czy to tylko jedyny argument, który musi jej wystarczyć, bo nie padną w jej kierunku już żadne słowa.
Próbowała najbardziej rozsądnie jak potrafi, przyjrzeć się temu co się stało. Przełykając gorycz, zrozumieć dlaczego dopadła ją obojętność. Ocierając łzę, nad którą nie udało jej się zapanować, spojrzeć na całą sytuację z boku. Nic nie było jasne, a znaki zapytania piętrzyły się aż po samo niebo…to samo, w które jeszcze niedawno patrzyli razem. Wina zawsze leży po środku…dokładnie tam, gdzie powinna leżeć chęć walki. Obojętność, jest najgorszym przekleństwem całej sytuacji.
Wiedziała, że przeżyje ból, bo on zawsze przechodzi. Wiedziała, że przełknie gorycz rozczarowania, bo ona też jest do poskromienia. Jednak wiedziała, że ciężko jej będzie pogodzić się z faktem, że zawiodła. Tak bardzo się starała, a jednak zawiodła. Zawiodła samą siebie, bo nie spostrzegła jak w mgnieniu oka z oszlifowanego diamentu, zmienia się w kupkę popiołu. Tak bardzo chciała być wszystkim, a stała się nikim w mętnych oczach życia. Ponieważ kochała, pozwoliła odejść. Ponieważ kochała, chwyciła swymi szczupłymi palcami, małe niewinne dłonie i zdołała tylko wyszeptać, że przecież wszystko będzie dobrze. Musi być.
Jej serce nie musi tętnić życiem, ważne by ich serca przepełnione były miłością, w swojej najbardziej pięknej, najbardziej dopieszczonej, najbardziej przejrzystej postaci.
Biorąc głęboki wdech, z głową uniesioną dumnie, rozpoczęła pierwszy dzień, swojego nowego życia. Czy się bała ? Nie, już to przerabiała. Była tylko przerażona niewiadomą, na ile jeszcze prób wystawi ją życie.
:*
Sciskam Ja mocno i trzymam kciuki, zeby bol odszedl szybko a szczescie na nowo zagoscilo w jej zyciu :*
Co nas nie zabije… 🙂
Przytulam mocno
Będzie dobrze 🙂